czwartek, 20 czerwca 2019

Pan Brodacz i Darth Vader


Dawno, dawno, temu w odległej galaktyce…

         Imperium przejęło już niemal wszystkie światy w całej Galaktyce. Każdy opór przeciw władzy jest tłamszony w zarodku przez armie klonów. Tymczasem do układu Zero – Jeden na rozkaz samego Imperatora zostaje wysłany młody Lord Prax, aby nadzorować wydobycie rudium.
Niestety, sprawy po pewnym czasie się komplikują. Prax spóźnia się
z dostarczeniem rudy na Coruscant w wyznaczonym terminie. Imperator z tego powodu bardzo się niecierpliwi, więc postanawia wysłać tam kogoś jeszcze, kogoś, kto spojrzy na ręce Praxowi. Do układu Zero – Jeden wyrusza najwierniejszy sługa Imperium, Darth Vader.

– Lordzie Prax… – odezwał się asystent w szarym uniformie. – Już czas, jego ekscelencja Lord Vader właśnie do nas przybył. Jego myśliwiec zadokował w hangarze K55.
         Prax lekko odchylił się w swoim wielkim fotelu. Spojrzał w okno i z sykiem wypuścił powietrze. Vader, pomyślał. Kiedy pierwszy transport nie dotarł na czas do jądra, Prax mógł się spodziewać, że Imperator kogoś tutaj wyśle. Ale że aż samego Vadera? Dziwne…
Prax na sam dźwięk tego imienia oczuwał strach. Wstał i oparł się o pulpit. Po raz kolejny spojrzał na gwiazdę układu. Zakion świecił bardzo jasno. Gdzieś dalej,
w tle, majaczyła szkarłatna Viuria, planeta, na której od tysiącleci wydobywano rudium. Prax zmierzył wzrokiem oficera. Widział, że w jego oczach też tli się strach. Zresztą nic w tym dziwnego. Prax przełknąłby w tej chwili ślinę, lecz nie zrobił tego, bo miał sucho w ustach. Myśli goniły mu jak szalone. A więc sam Vader pofatygował się na rubieże, tutaj do Układu Zero – Jeden, aby osobiście nadzorować wydobyciu rudium. Młody Lord odsunął się szybko od głównego pulpitu gwiezdnego krążownika i spojrzał w oczy młodszemu mężczyźnie, który nadal czekał na instrukcję od przełożonego.
– Dziękuję ci, Armok za informację, przyjmę go tutaj na mostku – zawahał się. – Niech się przynajmniej pofatyguje. – Głos mu drżał. Nawet tego nie krył. – Idź do niego i mu powiedz, że czekam…
– To nie będzie konieczne. On już to wie. Przewidział to…
– Oczywiście… Jak mogłem zapomnieć. On wie wszystko, przecież kiedyś był Jedi… Dziękuję ci, Armok. Jesteś dobrym oficerem. A teraz odejdź.
– Dziękuję, Lordzie Prax – oficer zasalutował i cofnął się w głąb pomieszczenia.
Wszystkie oczy oficerów zebranych na mostku zwróciły się w stronę Praxa. A było ich wielu, kobiet i mężczyzn w różnym wieku. I tak samo jak Prax przełknęliby w tym momencie ślinę, lecz mieli sucho w ustach ze strachu przed nim. Przed Wielkim Lordem Vaderem, którego sława wyprzedzała o całe lata świetlne. Cisza, która nagle otoczyła mostek, była głęboka jak czeluści piekielne i gęsta jak smoła. Czekali w ciszy przez niemal minutę na nieuniknione. Prax, zapadł się w fotelu i marszczył brwi. Czekał, nic innego mu nie zostało.
– Lordzie Prax – odezwał się po krótkiej chwili Armok, który wyszedł
z cienia.
– Tak? – westchnął Prax i uniósł głowę.
– On już tutaj prawie jest – Amrok spojrzał na monitor zainstalowany przy ścianie, który pokazywał korytarz.
– Wiem… Też widzę ten obraz, idioto – jęknął Prax.
– Przepraszam, sir, ja pomyślałem tylko, że...
– To już nie ma znaczenia…
– Za chwilę tutaj będzie…– Amrok przełknął resztki śliny. Tylko on ją miał. Można by powiedzieć, że zachował ją na czarną godzinę, która chyba teraz właśnie przyszła.
 – Pamiętajcie – zwrócił się do całej załogi. – Cokolwiek by się działo, nie wchodźcie mu w drogę. Ja będę z nimi rozmawiał. Tylko ja…
        
I w tym momencie włączyła się muzyka z filmu Gwiezdne Wojny, wiecie, ta na wejście Vadera, no, ta co zawsze, na pewno ja kojarzysz. Grali ja zawsze, gdy wchodził. Tam, tam, tam, taddddadmamamamamama… Tam, tam, tadam…

Drzwi otworzyły się z sykiem serwomechanizmów. Do środka wszedł odziany na czarno Sith w swoim czarnym stroju z tym dobrze znanym
i lubianym… no właśnie. Co on, kurde, ma na tej głowie? I oto zagadka stulecia. Lord Vader nosi? Hełm, kask, przyłbicę, ochraniacz, kapelusz, czapkę, kominiarkę, opaskę, okulary, maseczkę antysmogową? Chyba tylko Bóg jeden raczy wiedzieć, jak to się nazywa. No, to… co nosi na głowie…
         Wszyscy na mostku zesztywnieli ze strachu, kiedy Vader ruszył w kierunku Praxa długimi krokami. Zaprawdę był bardzo wysoki.
– Prax? – Wskazał palcem na mężczyznę. Głos Lorda Vadera był głęboki, jakby wydobywał się ze studni, ale tak naprawdę modulowały go urządzenia
w tym czymś, co to miał na głowie. – Czy moje rudy rudium są już gotowe do transportu? Imperator się już niecierpliwi. Ostatnia dostawa spóźniała się o niemal cały standardowy miesiąc.
– Panie, proszę o wybaczenie, ale mamy problem z wydobyciem. To znaczy z transportem i wydobyciem.
         Vader wciągnął powietrze z sykiem, kiedy usłyszał te słowa.
– W czym tkwi ten, jak to nazwałeś, problem?
– Panie, na rynku pojawił się nowy gracz, który daje lepszą cenę za rudę. Mieszkańcy planety go uwielbiają, sir. A my tutaj mamy tylko ten statek. Nie mamy środków, aby zaatakować. Oddają mu wszystko, czego tylko zapragnie.
– Nowy gracz? Kto, do kurki wodnej ośmiela się, do diaska i cholerci, skupywać rudy? Rudy, które należą przecież do starego. Dżizassss… – zadudnił i zaskrzeczał Vader. – Przecież ruda jest nam potrzebna do produkcji ciuchów dla armii.
– To chyba rycerz Jedi, panie… Omamił wszystkich.
– To niemożliwe, kruca zyks. – Vader wyciągnął prawą rękę przed siebie
i za sprawą Mocy uniósł Praxa, nawet go nie dotykając. – Jedi już nie istnieją. Zabiłem ich wszystkich dekady temu. Skoro stwarza ci problem, dlaczego nie wezwałeś kogoś na pomoc? Przecież niedaleko stacjonuje część floty…
– Nie zdążyłem – krztusił się Prax. – Miałem to zrobić, ale kiedy na to wpadłem, zjawiłeś się ty, panie …
          Vader rzucił nim o ścianę dzięki Mocy. Młody Lord odbił się od niej jak piłeczka do ping-ponga i upadł na stalową podłogę krążownika. Chwycił się za szyję i kaszlał. Vader prawie go zabił.
– Jak się nazywa? Kto to jest? Szczegóły, Prax!
– Nie wiem, ale miejscowi nazywają go…
– Jak?
– Mówią na niego Pan Brodacz…
– Pan Brodacz?… A on… To nie żaden Jedi, ty idioto.
– Znasz go, panie?
– Oczywiście. Pan Brodacz to nowa marka T–shirtów dla brodaczy. To jest nasza konkurencja. Sam u niego kupuję.
– U konkurencji?
– No tak, bo Pan Brodacz to porządny ciuch. Patrz, jak to wygląda.
         Vader szybkim ruchem rozchylił pancerze, a tam ukazała się koszulka
z nadrukiem Pan Brodacz.
– Panie – westchnął z zachwytu Prax – ona jest cudowna…
– No…wiem. Lepsza niż ten nasz badziew dla armii – zadudnił Vader.
 Prax podniósł się i stanął przed Vaderem.
– Ha, ha, ha. – zaśmiał się Lord Vader.
– Ale panie, co cię tak śmieszy? – próbował dopytać Prax.
– Bo wiem coś, o czym ty nie wiesz.
– Ale co? – Prax był zbity z tropu.
– Pan Brodacz to nowa marka w Galaktyce, która powoli przejmuje nasz system, a za kilka lat przejmie samego Imperatora. Muszę się skontaktować
z Panem Brodaczem. Musisz mi to jakoś załatwiać. Zaaranżuj spotkanie. Rozumiesz? Powiedz mu, że Wielki Lord Darth Vader chce pertraktować. On musi być naszym sojusznikiem, bo imperium upadnie, jeśli Pan Brodacz nie będzie po naszej stronie… Rozumiesz?
– Tak, panie, uruchomię znajomości.
– Dobrze. A teraz zrób mi mocnej kawy.
– Ile łyżeczek cukru?
– Nie słodzę…
– Oczywiście, już się za to zabieram.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń