sobota, 26 sierpnia 2017

Wróciłem w poniedziałek z Krakowa...


       Ja pierdolę, co za zjebany tydzień. Jak żyć, no jak żyć w tej Polsce? Wróciłem w poniedziałek z Krakowa. Wpadam do domu i chcę odpalić komputer. A tu ni chu chu… Zerowa akcja i reakcja na mój gest wciskania włącznika. Noż wciskam go, a on nic. Prawie nic… Na chwilę coś tam w nim zaświergoliło w przeciągłym poburczeniu, ale na sekundę dosłownie, nie więcej.


I kiedy tak wydał z siebie ostatnie, pip, bulp, pipi, kulps, rups, krach, ciach, buu, puk, sruk, kiuch, pach, pomyślałem se tylko jedno: zjebał się sukinsyn. Noż kurwa, zjebał  się doszczętnie, jak wóz w łysym polu. Gdy stwierdziłem ten jakże interesujący fakt, łzy smutku, które napłynęły mi do oczu, sprawiły,  że świat wokół mnie stracił ostrość na kilka małych sekund.


 Długo nad tym cały zajściem i widokiem nie myślałem. Zrobiłem jedyną rzecz, jaka mi do głowy wpadła. Zawiozłem dziada do serwisu i go tam zostawiłem. Bo co innego miałem zrobić w takiej sytuacji? Pomyślałem se, że zmiana otoczenia dobrze mu zrobi, a przy okazji to go ktoś naprawi.  
W serwisie za ladą stał taki Pan. Hmm…  Chociaż trochę przesadzam, używając słowa Pan, gdyż koleś był na bank młodszy ode mnie i to o wiele lat. Stwierdziłem, że przez „pan” to mu nie będę mówił…
 Ogólnie naprawdę spoko typ. Młody, ale z rozmowy wywnioskowałem, że na komputerach to się zna. Przyjął mój komputer i nawet okiem nie mrugnął. Coś tam zapisał na kartce papieru, następnie wręczył mi ją do ręki i powiedział, że jak znajdzie usterkę, to zadzwoni. No to, jak mi tak powiedział, to się zebrałem i pojechałem do domu z lekkim wkurwem, że ten mój komputer wybrał sobie akurat taki okres na zjebanie się.  Przecież teraz jest sezon na wesela, i mam więcej roboty na Lightroomie namber fajf aniżeli w zimie. Tyle zdjęć do obrobienia, tyle zdjęć! A mój sprzęt w serwisie.
 Będzie zastój jak nic, pomyślałem do siebie, jadąc przez Kęty do Nowej Wsi, sejczeintem mojej kochanej siostry.       
         W ogóle to taka śmieszna sprawa w sumie wyszła wtedy z tym kolesiem w serwisie. Znaczy się: dla mnie śmieszna, dla niego nie, żeby nie było.
Kiedy patrzyłem na jego rzadkiego wąsa, to mi się śmiać chciało, bo taki rzadki był. Jeden włos na krzyż, a za dwa metry, gdzieś za drzwiami, następny jego włos, a za tym włosem jeszcze jeden włos, lecz dopiero za dziesięć metrów – i tak to leciało.
 Se pomyślałem wtedy „chłopie, po co ci on, po co ci ten wąs, który wygląda jak idź stąd i nie wracaj więcej. Noż kurwa, po co nosić rzadkiego wąsa? Przecież to się mija z celem i nawet fajnie nie wygląda. Lepiej już się golić i mieć taką gładką skórę na mordzie jak pupa niemowlęcia.
 Ach, ta młodzież dzisiejsza, czego to nie wymyśli, aby dodać sobie powagi i lat… Zapuszczają te rzadkie wąsiki a la Adam Małysz i kiedy widzisz na ulicy takiego delikwenta, to nie wiesz co robić. Uciekać w podskokach na Syberię? Śmiać się? Czy, kurwa, może płakać? Normalnie MASACZJUSETS jak nie wiem.
Ej, żeby nie było teraz, że się śmieję z ludzi, czy coś w ten deseń. Nie śmieję się, gdyż wyśmiewny to nie jestem. No może tylko czasem, ale naprawdę rzadko mi się to zdarza) Ja mam szacunek do innego człowieka i to jest fakt.
 Powiem wam jeszcze szczerze i bez bicia, że też se kiedyś zostawiłem takiego wąsika, żeby nie było. Rzadkiego i ledwo widocznego. Taki cieniutki meszek normalnie.
 Cała rzecz wydarzyła się kilkanaście lat temu, kiedy byłem jeszcze młody, piękny, wysportowany, umięśniony i w ogóle pro aktiv jet. Ale było wtedy śmiechu z tym moim wąsem, zwłaszcza w pracy. To były moje początki w Grupie Kęty, gdzie zahaczyłem moją życiową kotwicę aż do dzisiaj. Śmiali się ze mnie wszyscy w robocie. Nawet taki Zbyszek Papuga (nazwiska nie podam, co by chłopu reklamy nie zrobić) powiedział do mnie, że mój wąs wygląda jak gówno, w które ktoś zapałki powbijał. Tak mu się jakoś skojarzyły te moje włosy pod nosem z kupą. Mówił prawdę i faktycznie prawdę powiadał, i ja wam teraz mówię, że tak było. Na Boga, tak właśnie było.
 Ale mi głupio się zrobiło w tamten dzień. Rano, kiedy szedłem do pracy, to myślałem, że spoko wyglądam. Dzień wcześniej patrzyłem w lustro i podziwiałem tego mojego wąsa. Ale nie, to nie było spoko. To było MASACZJUSETS normalnie. Na całe szczęście przez lata mój zarost zrobił się trochę gęstszy, lecz nie ryzykuję już z wąsem. Moja facjata dużo lepiej prezentuje się brodą, którą teraz staram się zapuścić. Jakoś tak mnie wzięło. Ostatnio nawet odwiedziłem Barbera w Jaworzu. Fajna sprawa i jaka broda teraz równa i ładna, ale to już zupełnie inna opowieść…
Ale tego… co z tym komputerem, co się zrypał? Pewnie chcieli byście wiedzieć. No to tak: poszła płyta główna. Musiałem kupić nową i też tak zrobiłem, ale do tego musiałem jeszcze dokupić procka i ramy, bo tamte to już średniowiecze i w serwisie koleś doradził, żeby wymienić dziady. Ech, za części dałem ponad tysiąc złotych. No, cóż robić. Jest tysiąc, nie ma tysiąca. Raz na wozie, raz pod wozem. Itd. Itp.Takiż to świat, okropny świat… 
 




Łączna liczba wyświetleń