poniedziałek, 30 października 2017

Papieros to taki cichy morderca


Papierosy to jeden wielki syf! Są obecne w życiu każdego z nas. Na ulicy,
w pubach, w barach, w domach. Wszędzie, gdzie nie pójdziemy, ktoś wokół nas zawsze pali. Patrzysz w jedną stronę i widzisz, że jakiś facet na przystanku jara. Patrzysz w drugą – jakaś młoda atrakcyjna dziewczyna właśnie gasi peta na koszu na śmieci.







 Jakoś niby rakotwórcze te sukinsyny, a i tak nadal je palimy. Nawet te nowe obrazki z nowotworami ku przestrodze na paczkach na niewiele się zdadzą.
 Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego tak właśnie jest? Dlaczego palimy te cholerne, śmierdzące papierosy? Ano może dlatego, bo ta czynność wbrew pozorom jest dosyć przyjemna. Śmierdzą, ale nas relaksują i od czasu do czasu dobrze jest puścić dymka z przyjaciółmi. Lecz niestety wszystko, co dobre i fajne, jest też uzależniające i niezdrowe. Papieros to taki cichy morderca, który zaczyna kontrolować nasze życie. O tak! To jest prawda. Palacze wiedzą o tym najlepiej. Chyba nie muszę tego wyjaśniać dokładnie?





Kiedyś gdzieś przeczytałem, że rzucenie palenia może nawet o pięćdziesiąt procent zmniejszyć ryzyko wystąpienia zawału. Czujecie to? O pięćdziesiąt procent! Kurwa, LOL, przecież to jest w chuj. Więc po co je palić, skoro tak bardzo szkodzą? Bo palenie jest bajeranckie! Co z tego, że nasz oddech potem wali dymem, jakby ktoś nam w usta wrzucił kawałek gówna, a o ubraniach to już nie wspomnę. Relaksują nas i dlatego je palimy. Fajne, tak, tak, ale kurewsko niezdrowe. No bo przecież przez nie może się w naszych płucach zalęgnąć rak. E tam, chrzanić raka, ważne, że jak palimy, to jest fajnie i bajerancko. Co tam jakiś zawał, którego możemy się dorobić… Co tam śmierć przez papierosy. Jebać to. Palmy, bo to jest takie cool, zwłaszcza wśród młodych. Wiadomo, jak się ma te naście lat, to od czasu do czasu trzeba się pokazać z fajką, bo jakże by nie. Przecież paląc, dzieciaki, jesteście tacy dorośli. Palcie, bo musicie przecież jakoś się prezentować przed rówieśnikami. One dodają wam powagi, lat, szacunku, wyglądu i, kurwa, raka.




         Ja zacząłem palić gdzieś tak w 2005 roku i żałuję, że tak się stało. Dosyć szybko się od nich uzależniłem. Wystarczyły dwa miesiące, aby zacząć kupować paczkę na dzień. Palące towarzystwo też zrobiło swoje. Bo jak tu nie palić, kiedy inni naokoło palą? Paliłem nałogowo przez około sześć lat. Ktoś powie: „Co to jest palić sześć lat? Ja palę już 30 i co ty na to?” Szczerze? To ja gówno na to. Bo tak naprawdę tutaj nie o to chodzi, kto jaki ma staż w paleniu papierosów. Bo nieważne, czy palisz 2 lata czy 40. Nałóg to nałóg i nie ma się co ścigać, kto ile już pali i ile fajek na dzień. Nałóg to nałóg i jest tak samo silny w każdym przypadku i cholernie ciężko jest się go wyzbyć.
 Kiedy wpadniesz w cug, już jest po tobie. Prawie… Bo są na świecie ludzie, którzy rzucają palenie. Da się? Oczywiście, że tak. Jest to do zrobienia dzięki silnej woli i dyscyplinie.
         W 2011 roku rzuciłem palenie. Ot tak, po prostu. No dobra, trochę się pomęczyłem z plastrami jakimiś, co to się je na ramię przyklejało. W sumie to się udało i nie paliłem przez cztery lata. Udało się! Lecz wpadłem totalnie w pewien grudniowy dzień, w pracy, kiedy koledzy na jakiejś przerwie wyszli puścić dymka. Poszedłem za nimi i to był mój błąd. Oj, wielki błąd. Myślałem, że jestem silny i twardy jak głaz. Staliśmy tak sobie i gadaliśmy, a naokoło wszyscy palili. Poprosiłem kolegę o papierosa. I po chuj to zrobiłem? Do dzisiaj nie wiem dlaczego. Poczęstował. Odpalił. I wtedy zaciągnąłem się ciepłym dymem. Pamiętam jak dzisiaj, że w tamtym momencie targały mną sprzeczne uczucia. Było mi żal tych czterech lat, ale z drugiej strony, kiedy zapaliłem, było mi naprawdę zajebiście. Poczułem się jak w niebie. Może nie powinienem tak pisać, gdyż to namawianie do złego, ale faktycznie tak było. Tamten papieros to mi smakował po tych czterech latach jak diabli. Znowu mogłem possać z piersi Matki Nikotyny i, o Stwórco, ależ było mi cudownie…
 Myślałem, że po tym jednym dymku z kolegami to będzie koniec, że odpuszczę znowu na kilka lat, ale potem była następna fajka, zaledwie po dwóch godzinach od tej pierwszej.



 Wiem. Smutne, ale za to jakie, kurwa, prawdziwe. Po trzech dniach kupiłem sobie paczkę. Tak to jest z tym nałogiem.
 Ten nieszczęsny papieros wpadł mi do ręki końcem anno domini dwa tysiące piętnaście, bo dokładnie w połowie grudnia i od tamtej pory walczę
z tym cholerstwem, bo chociaż fajki są fajne i to bardzo, to jednak raka można dostać i zawału też.
 Co prawda, rzadko teraz kiedy kupuję cała paczkę, lecz niestety podpalam od czasu do czasu. Czasem jest tak, że nie palę dwa, trzy miesiące,
a potem przychodzi taki moment, że wezmę jednego papierosa do ust i potem znowu jest kilka tygodni palenia i wyrzutów sumienia, że nie paliłem tyle
i znowu się dałem temu cholerstwu.
 Walczę, jak tylko mogę i wspomagam się Tabexem, który mi naprawdę pomaga w ciężkich chwilach. Tutaj mogę śmiało zareklamować ten środek. Jednak czy uda mi się pobić rekord czterech lat? Tego nie wiem, ale muszę przynajmniej podnieść rękawicę i spróbować zwalczyć ten nałóg.






Teraz krótka nota dla nałogowych palaczy

         Nieważne jest, ile palisz i jak dużo w ciągu dnia. Czy jest to jedna, dwie, trzy fajki, czy też cała paczka – wiedz, że jesteś uzależniony. Ale wiedz też, palaczu drogi, że palenie można rzucić. Wiem, że jest to ciężkie zadanie, ale nie niemożliwe. Ale kiedy się to uda, miej się ciągle na baczności, aby nie wrócić do tego „sportu”, gdyż od jednego się zaczyna…


Uwaga!

W tym wpisie, gościnnie wystąpiły Westy. Kit wam w oko, pieprzone papierosy.  Kiedyś i tak wygram. Zobaczycie! 
        
Pozdrawiam

Adrian Szymalski 








środa, 11 października 2017

Stuknęło mi Chrystusowe







Muszę się przyznać, że w tym roku, a dokładnie 30 września, stuknęło mi Chrystusowe, czyli okrągłe trzydzieści trzy lata. Ja pierdzielę, aż nie mogę w to uwierzyć, jak ten czas zasuwa. Normalnie jak samolot z Krakowa do Nowego Jorku.
         Aż mnie czasem coś trafia, że jest już tak dużo do wspominania. O wiele więcej, niż kilka lat temu. Wiecie, o co mi chodzi? Gdy się starzejemy, mamy coraz więcej wspomnień z naszego życia. Niemal codziennie wspominamy przeszłość – to, co robiliśmy i gdzie byliśmy. Miejsca, ludzi, daty, wydarzenia. Ciągle przybywa wspomnień. O Boże, kiedy patrzę na moje życie, widzę, że tej przeszłości jest już tak dużo. Dokładnie to trzydzieści trzy lata, nie mniej, nie więcej.







         Najbardziej w tym wszystkie to mnie boli, jak sobie wspominam ludzi, których kiedyś poznałem, z którymi się imprezowało, lub robiło coś ciekawego, a których prawdopodobnie już nigdy nie zobaczę w realu, już nigdy nie spotkam na żywo. Ależ mnie to, kurwa, boli. Jakby mi kto gorącym żelazem serce przypiekał…
          Znajdę pewnie wielu z nich na fejsie, bo takie czasy teraz mamy, że wszystko na fejsie jest, i zobaczę jakieś ich foty, może zaklikam nawet z jednym czy drugim. Ale kurwa, boli mnie, że większości z nich już nigdy nie będę widział na oczy i nigdy już z nimi kawy nie wypiję, bo życie leci i jest już inaczej niż w chwili, kiedy wszyscy byliśmy razem. Przez te kilkanaście lat tyle się zmieniło. I w końcu zaczną umierać, bo takie jest życie i nic nie jest tego w stanie zmienić. Albo może ja umrę przed nimi, ot tak, po prostu. Może ktoś z tych starych przyjaciół wpadnie do kościoła zobaczyć, w jakiej trumnie leżę. I postuka mi po drewnianym wieku. Może… Może tak, a może nie…






         Ale mnie to boli, że kontakty się pourywały.
Zawsze można coś napisać na fejsie do tych ludzi, których znajdę, ale co to za gadanie przez fejsa?
 Gówno to jest warte, bo to fejsbuk, a nie real.  Ech, jakże cudownie jest wspominać młodość i te ważne chwile, bo jest co wspominać, ale z drugiej strony to boli, boli jak jasna cholera.
         Eh, rozmarzyłem się i napisałem to, co napisałem, a chciałem o czym innym napisać, ale tak wyszło, że akurat ten tekst mi wyszedł – jakiś taki wspominkowy. No, ale tak to już jest z tym moim pisaniem, że czasem wylewam z siebie różne rzeczy. Trochę smutny ten wpis. Jakoś tak mi się zebrało, ale co tam, jutro też jest dzień i na pewno będzie weselej... 



Autor fotek: Justyna 


Łączna liczba wyświetleń