sobota, 25 kwietnia 2015

Pierwszy wpis

Na początku była ciemność, a musicie wiedzieć, że poza nią nie było nic. Wszechogarniająca, czarna, zimna i straszna jak koszmar nocny, przez który człowiek budzi się z krzykiem. I kiedy tak istniała, coś pękło w samym jej centrum. Oślepiający krzyk jasności rozdarł czarną zasłonę i wyłoniło się światło. A z niego powstało tysiące gwiazd małych i dużych. To zapoczątkowało narodziny planet i życia. Taki był początek wszystkiego. Przynajmniej tak twierdzą naukowcy, którzy nazwali to teorią wielkiego wybuchu.



Oczywiście mogło być zupełnie inaczej, to tylko teoria, jedna z wielu. Chociaż ta jest według mnie całkiem spoko. Bardzo łatwo to sobie wyobrazić. Każdy z was chyba potrafi to zrobić. Ruszcie wyobraźnią i przenieście się myślami do tamtego momentu. Widzicie? Wielki wybuch światła, który rozprzestrzenia się w pustce  niczym fala tsunami. A dzięki czemu to wszystko? Kto lub co doprowadziło to czegoś tak niesamowitego? Bóg? Siła wyższa? Przeznaczenie? A może zwykły przypadek? W tym momencie powiem wam tak: niech każdy z was wierzy w to, co uważa za słuszne. Najważniejsze, że jesteśmy. Tu i teraz.




Pewnie zadajecie sobie pytanie, po co to wszystko piszę. Odpowiedź jest prosta! Chcę troszeczkę pobudzić wasze umysły do myślenia, aby zabrać was na przygodę. Bo mam nadzieję, że ten blog, w którym chcę opisywać moje fotograficzne wypady i przemyślenia, niekoniecznie związane z łapaniem chwil, będzie dla was podróżą w mój świat; w świat wiecznego marzyciela, lubiącego książki fantasty, który na siłę chce wyrwać się z otaczającej rzeczywistości i pozostać daleko od tego, co jest realne. Świat człowieka uwielbiającego szlajać się z aparatem fotograficznym po miastach i wsiach. Świat wypadów koncertowych, które dają mi wiele satysfakcji i motywują do starań, żeby moje fotografie koncertowe były coraz lepsze (dzięki, Hary, za te trasy koncertowe). Świat pieszych wędrówek po górach, zwłaszcza po Beskidach, do których mam najbliżej i od których wszystkie wędrówki zaczynam.


 Babia Góro, Diablaku, trzeba cię teraz tutaj wspomnieć, bo jesteś królową Beskidów i niejeden raz przywitałaś mnie gradem i chłodem. Pogroziłbym ci palcem, lecz wiem, że jeśli to uczynię, to następnym razem przywitasz mnie tak samo.   A wspominam cię teraz, bo moje wszystkie szlaki w Beskidach prowadzą do ciebie.



 Należy tutaj wspomnieć ludzi, bez których wyżej wspomniane wypady byłyby nijakie, nudne i nieciekawe. Dzięki, Hary, za te trasy koncertowe, które organizujesz. Dzięki wielkie ekipie koncertowej, która już powoli się klaruje i wypadów tych przybywa z tygodnia na tydzień (Mariuszu i Bruno, to do was). Bo jak powszechnie wiadomo, dobra i zgrana ekipa jest podstawą dobrej zabawy.



 Pozwólcie teraz, że przytoczę fragment pewnego tekstu, aby napełnić was pozytywną siłą. Nazwa zespołu, który gra ten kawałek, brzmi bardzo słodko. Kojarzy ktoś z was: „Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi, bo nie jesteś sam”? Czyż to nie brzmi cudownie? Gdyby wszyscy śpiewali ten kawałek codziennie rano przed pójściem do pracy, szkoły bądź dokądkolwiek indziej, życie byłoby jak dżem – słodkie i smaczne.
  
         Wracając do wielkiego wybuchu. Po gwiazdach przyszedł czas na narodziny planet i życia. Dawno temu w nie tak odległej galaktyce powstała jedna bardzo wyjątkowa kula. Cała oblana błękitem. Piękna, cudowna, majestatyczna okrągła. Tak, dobrze myślicie, to Ziemia. Nasza matka, która nas karmi, oddając wszystko to, co ma najlepszego. Po jej narodzinach pojawił się na niej człowiek – dzięki Bogu, sile wyższej, przeznaczeniu, przypadkowi. Niech każdy wierzy w to, co uważa za słuszne. Na początku ludzi było mało, lecz z każdym obrotem błękitnej kuli przybywali nowi. Źli i dobrzy, weseli i smutni, silni i słabi. Różni.

W tej chwili ludzkość zasiedla wszystkie kontynenty i panuje na ziemi. W burzliwej historii działo się bardzo wiele. Człowiek kilkukrotnie upadł, niszcząc świat i pogrążając go w chaosie. Chyba nie muszę rozpisywać się tutaj o historycznych porażkach (np. o wojnach), które każdy z was kojarzy. Bywało źle i to nie raz czy dwa, ale jakoś zawsze podnosiliśmy się z kolan i na zgliszczach powstawaliśmy jak Feniks z popiołów dzięki takim wartościom jak przyjaźń i miłość. Czasem jeden bohater bądź złoczyńca potrafił odmienić oblicze świata. I tak się będzie działo w przyszłości. I wiem, że oblicze świata zostanie odmienione, i to pewnie niejeden raz, bo znowu na ziemi pojawi się jakiś heros (negatywny bądź pozytywny).

Człowiek od zawsze dążył do tego, aby ulepszać życie poprzez technologie, które wynajdował. Od ognia do podboju Księżyca aż do dnia dzisiejszego, w którym pozostał już tylko wszechświat. Nie ma już dla człowieka rzeczy niemożliwych. To, co kiedyś było nieosiągalne, dzisiaj jest zwykłe, normalne i przestarzałe. Dzisiejszy świat pędzi tak szybko, że człowiek nie potrafi za nim nadążyć. Technologia jest na pierwszym miejscu, a gdzieś pod nią człowieczeństwo. Jednak bez niej nikt już dzisiaj nie wyobraża sobie życia. Wiem to bardzo dobrze, bo sam jestem więźniem technologicznej maszyny.

Witajcie, jestem Kudłaty. Adrian Kudłaty.  Mam na karku trzydziestkę i jakieś kilka lata temu zacząłem nowe życie po burzliwych życiowych przygodach napędzanych alkoholem, kiedy moja świadomość odbiegała od normy i zmierzała w stronę życiowej przepaści. Dzień w dzień miałem za towarzysza lęk wobec wszystkiego, a zwłaszcza istot ludzkich. Wspomnieć też trzeba koleżankę depresję, pod której wpływem było czasem kiepsko i jakoś szarawo. Jednak powstałem! Odrodziłem się niczym Feniks i wzleciałem w przestworza, a ciemność ogarniająca mój umysł została zastąpiona krzykiem jasności, który rozprzestrzenia się dziś z mojej głowy na wszystkie strony świata. Mam głowę pełną pomysłów. Chcę je wprowadzać stopniowo w życie, ale o tym innym razem. Myślę, że będzie jeszcze czas na opowiedzenie o ideach kiełkujących w mojej głowie. A mój „wielki wybuch” jest skutkiem wielu działań rozpoczętych dawno temu, które w efekcie doprowadziły do powstania urządzenia umożliwiającego podróże w czasie. Pewnie myślicie teraz: „co on chrzani, przecież nie da się podróżować w czasie”? Uwierzcie mi, że jest to możliwe i to od bardzo dawna. Urządzenie, o którym mowa, to nic innego jak aparat fotograficzny. To on pomógł mi pójść do przodu i od niego zaczęło się moje wyjście na świat. Mam was! I co? Kto ma rację? Cofanie się w czasie jest możliwe. Kiedy patrzycie na fotografie – czyż nie przenosicie się w przeszłość? Wspominajmy to, co było, aby nie zapomnieć miejsc i ludzi, którzy nas otaczali. Pamiętajmy o przeszłości. To dzięki niej dzieje się teraz!

Dobra, żeby nie przeciągać tego wpisu powiem jeszcze na zakończenie, że będę w tym blogu zabierał was wszędzie tam, gdzie da się łapać chwile. Dziś fotografia wypełnia każdy moment mojego życia, daje możliwość poznawania ludzi i otoczenia oraz spoglądania na świat innym okiem niż w latach zaćmienia mojego umysłu. Dzisiaj widzę rzeczy, na które kiedyś nie zwróciłbym uwagi.  Miejsca i ludzie nie są dla mnie czymś, co przemija i obok czego można przejść obojętnie. Dzięki mojej lustrzance żyję pełnią życia i patrzę do przodu pełen optymizmu i nadziei na to, że świat może wyglądać lepiej.  Szukam śladu życia wszędzie, gdzie tylko się da.

Uwierzcie w ludzi, którzy was otaczają, bo w drugiego człowieka zawsze warto wierzyć. Do następnego wpisu.  

Łączna liczba wyświetleń