JPRDLĘ…
Kurka wodna… O-M-G!!! Ja pierdziu. Chołeła. Krucafuks. Do diaska. Massachusetts
razy dwa albo nawet i trzy. Karamba. Szlag. Fak itd. Itp. Uwierzcie mi, że mógłbym
tak bez końca przeklinać. Ale przeklinam, bo w sumie to mam całkiem niezły
powód, jak by na to nie patrzeć. Zacznę od tego, że wszedłem
sobie dzisiaj na internety. Niby nic, bo czynię to codziennie, ale jednak coś. Dosłownie
pięć minut tylko siedziałem, tylko tyle, albo aż tyle, lecz to wystarczyło,
żeby zawędrować na mojego bloga. W sumie to se pomyślałem „A tam, wejdę na Kudłate myśli i zobaczę, co tam w trawie
piszczy”. I wszedłem, a jak…
I tak popatrzyłem sobie na te moje
dziwne, koślawe teksty, które tworzę od lat i stwierdziłem nagle, że od bardzo
dawna nie wrzuciłem żadnego nowego i świeżego wpisu. Ja pierdzielę… Wprost nie
mogę uwierzyć, jak można było go tak zostawić, tego bloga, i to na prawie trzy
dobre miesiące. Przez ten okres kompletnie nic z nim nie robiłem. Ostatni wpis,
gwoli ścisłości, wrzuciłem dwunastego września. A tak to od tamtej pory lipa z miodem
i zastój, jeśli chodzi o Kudłate myśli o
czwartej nad ranem. Ale dlaczego nie było nowych tekstów? Co się stanęło,
że się tak stanęło? Już śpieszę z wyjaśnieniami, bo przecież jakoś muszę się z
tego wytłumaczyć. No, tak się jakoś złożyło, że nie miałem w ogóle weny do
pisania przez ostanie kilkanaście dobrych tygodni. Coś tam pisałem, of course, ale
nie na bloga i jeszcze do tego bez większego zaangażowania. Po prostu przyszedł
taki czas dla mnie, że co innego miałem na głowie. Od razu mówię, że… że sporo
się u mnie działo w tym roku i moje wszystkie siły rzuciłem na fotografowanie
wesel. Działo się, oj, działo się. Cały rok był prężny jak diabli pod względem
fotografii ślubnej. Modeling i street odpuściłem tak samo jak fotografię koncertową.
Działaliśmy prężnie razem z moim przyjacielem Mykhailo. Ogarnęliśmy tego trochę
w tym roku. Byliśmy, i o dziwo nadal jesteśmy na pełnych obrotach. Nie było
zmiłuj i nie było czasu na odpoczynek. Na całe szczęście praca fotografa jest
dosyć przyjemna, ciekawa i owocna w nowej znajomości. Faktem jest to, że może
zaoferować wiele dosyć ciekawych rzeczy. I, gwoli ścisłości… wiedzcie, że nie narzekam
czy coś w tym stylu. Po prostu piszę, bo czasem tak się wydaje, że co to jest
zrobić zdjęcie. Nie zawsze jest to łatwa sprawa i lekka, jak by się wydawało,
ale o tym w innym poście. Przyjdzie i czas na to, aby opisać, jak to jest z
tymi weselami i ogólnie z fotografią, kiedy się na tym zarabia, ale to innym razem,
moi mili.
Jest
5 grudnia, a ja muszę oddać 4 wesela do świąt, więc siedzenia przed kompem jest
teraz trochę. Do obróbki to chyba muszę zatrudnić jakieś elfy od św. Mikołaja.
Taki suchar… Jakoś to będzie. Tak więc przez cały rok na inne rzeczy niż fotografia
weselna jest zbyt mało czasu i przez to też dawno nie wrzuciłem wpisu na bloga.
Jednak obiecuję poprawę od nowego roku i już teraz nawet zaczynam nadrabiać
teksty.
Tak
patrzę za okno. Ciemno już. Siedzę w Ice Spocie, w Kętach, piszę tego posta i
tak myślę sobie, że może w końcu uda mi się w tym roku narty odpalić więcej niż
na trzy wypady, jak to było w dwa tysiące osiemnastym. Tylko że tego. Grudzień
jest, dokładnie 5 grudnia, a tu śniegu nie ma i nie ma. Trochę mnie to wkurza.
Oby to się szybko zmieniło, bo przecież kocham śnieg i bez niego jakoś tak
smutno mi jest w zimie.
Teraz
jest początek miesiąca, wiec postanowiłem, że coś napiszę o tych moich Kudłatych
myślach. Uważam, że to dobry moment. Dobrze jest się przypominać z blogiem od
czasu do czasu. W końcu Kudłate myśli o
czwartej nad ranem cały czas istnieją i nie zostawię ich ot tak. Tak, że
tego, nie bójta się, wiara, blog jest i będzie.
Trzymajcie sie i cześć, do następnego poczytania.