czwartek, 15 października 2015

STRAŻNIK VIKTORIUS



STRAŻNIK VIKTORIUS


Wstęp

Witaj. Nazywam się J. S. Spider. Czy pozwolisz, że nazwę Cię Czytaczem??? Na początek powinieneś poznać prawdę o sobie. Wiedz, iż Czytacz to nazwa, która jest, była i będzie. Czytanie to doznanie. Czytając jesteś daleko. W innym świecie, czasie, cywilizacji. Czytanie to totalny odlot. Jeśli książka cię pochłonie to nie ma cię „tutaj” - Czytając jesteś „tam”. Przypomnij sobie ile książek przeczytałeś, gdzie cię przenosiły. W jakie krainy, miasta? Książka to portal. Jak go otworzysz to następuje przeskok… Teraz jesteś wiedźminem w białych włosach i walczysz z potworami. Zabijasz je srebrnym mieczem, jesteś teraz NIM - białym wilkiem. To jest twoje przeznaczenie…zamknij ją …Przeskok … Teraz jesteś Frodo Baginss. Idziesz z Samem przez mroczny tunel oblepiony pajęczyną, a za tobą podążają mordercze ślepia. Zbliżają się wolno czując zapach twojego Hobbickiego ciepłego ciała, już szykują się do skoku. „Będę jadła dzisiaj świeże mięso i piła słodką krew”. Skaczą na Ciebie… To Ungoliata czuje twoją krew. Zamknij ją…przeskok…Jesteś teraz wilkorem, biegniesz i łapiesz w paszczę uciekającą zwierzynę. Masz zielony sen, nie możesz chodzić, bo spadłeś z bardzo wysoka, a wrona pokaże Ci jak latać tylko musisz do niej dotrzeć. Jesteś Barnn Stark. Jesteś Wargiem i spadasz w otchłań. Zamykaj ją. Teraz przeskok. Walczysz mieczem świetlnym z lordem Sithów, wymieniasz cios za ciosem Obi Wanie Kenobi. Żal ci jest twojego padwana Anakina, z którym teraz przegrasz …Zamknij ją teraz. Przeskok, przeskok, przeskok. Latasz na miotle i grasz w Qudicca. W ostatnim momencie łapiesz złoty znicz przed rywalem, słyszysz wiwaty na twoją cześć Harryyyyyy… przeskok, przeskok, przeskok. Jesteś już teraz ze mną czytaczu, wróciłeś. Pamiętasz jak byłeś tymi ludźmi, niziołkami, mutantami, jak poznawałeś przyjaciół, jak kochałeś.
Honor odwaga i miłość. To są właśnie książki. Portale, przez które dochodzi do przeskoków. W waszym świecie jest miliony takich portali, są prawie w każdym domu. Bierzesz taki portal i przeskakujesz. Portale - tak trzeba nazywać książki, to jest ich prawdziwa nazwa. Jesteś na przeciwko Mnie Czytaczu. Nie wiem, kim Ty jesteś, bo cię nie widzę, ale wiem, że jesteś i czytasz…

Opowieść Strażnika Viktoriusa

Jestem Viktorius Barvok Hammer. Strażnik zesłany na ziemię wile lat temu. Pozwól, że opowiem ci o twojej ziemi i o tym, co się na niej dzieje. Odmieni to spojrzenie na Twój jakże idealny świat. Tej prawdy nie da się ujawnić ot tak. Nikt o niej nie wie, oprócz mnie oczywiście. Myślisz, że to, co dzieje się w około Ciebie jest normalne? Nie i jeszcze raz nie. Postaram ci się nakreślić tylko delikatny zarys całego wszechświata i twojej planety.
Twój świat został wypalony na Rycinie - potężnej szklanej tablicy. A zrobiła to istota najwyższa, przez nas nazywana Stworzycielem. To On Zapoczątkował Człowieka Śmiertelnego dzięki Mocy Nadania Jestestwa. Stworzył was tak samo jak waszą planetę.
Czytanie dla nas ma wielką moc. Jest to potężny dar w moim świecie - domu, który nazywamy Adamantium. Przez tą umiejętność wpatrując się w Rycinę waszego świata, potrafiliśmy wczytywać się w was. Nazwaliśmy ten proces przeskokami. Ależ one były niesamowite. Kiedy je odkryliśmy ogarnęło nas szczęście. Był to jedyny świat, gdzie dochodziło do tego procesu. Prawdziwy unikat. Ludzkie nieświadome dusze łączące się z nami. Piękne odległe czasy. Dusza i istota stawały się jednym. Dzięki temu rozwinęliście się umysłowo i technologicznie. To dzięki nam nauczyliście się czytać, pisać i co najważniejsze, mówić. Wynalezienie ognia i elektryczności jest naszą zasługą. Oczywiście nigdy nie byliście i nie będziecie świadomi tego, co się dzieje. Uważacie, że całą cywilizacje zbudowaliście na sile waszego umysłu. Błąd. Wchodziliśmy w ludzi pobudzając ich do myślenia.
Z czasem do niektórych rzeczy zaczęliście dochodzić sami. Rozwój, który zapoczątkowaliśmy stał się całkowicie nie do ogarnięcia. Zespolenia dawały wiele korzyści Twojej rasie oraz istotom. Ogarniało nas szczęście, odlot, radość i uzależnienie. Po pewnym czasie okazało się, że wczytywanie się jest zbyt niebezpieczne. Długie obcowanie na ziemi zmieniało nas psychicznie. Po wyjściu z transu nastawał głód nie do opanowania. Stawaliśmy się agresywni w stosunku do siebie. Doszło również do czegoś gorszego, czegoś bardziej mrocznego. Ktoś zaczął wczytywać się w ludzi bez patrzenia na Rycinę. Nie potrafimy tego wytłumaczyć, jak i dlaczego tak się dzieje. Starożytna Rada Astari dzięki wiedzy, jaką posiada doszła do wniosku, że ktoś chcę przejąć władzę nad ziemią. Proces przeskoków został zakazany, a Rycinę waszego świata Rada postanowiła ukryć gdzieś we wszechświecie….
Przedstawię Ci teraz pewne fragmenty raportów, bądź zapisów - wspomnień z maszyny zwanej Chwilołapaem.
Ja, agent Hammer w służbie Starożytnej Rady Astari zostałem przydzielony do tego świata, w imię obrony życia. Dzieje się tutaj dużo dziwnych rzeczy. Bodaj wczoraj obserwowałem jakieś urządzenie. Dziwne, a zarazem tak niesamowite. Wchodził do niego człowiek, kładł ręce na kole przed sobą i to ,,coś” zaczynało sunąc do przodu rycząc niczym niedźwiedź. Nazywają tą maszynę samochodem. Boje się, że ten świat w przyszłości zginie, bądź się zatraci przez technologię, jaka go oplata. Obawiam się, że przez przeskoki doprowadziliśmy do zagłady całej galaktyki. Ludzie, dzięki nam zaczęli rozwijać się w zastraszającym tempie. Ich umysły dorównują naszym, co bardzo mnie niepokoi. W ciągu ostatniego stulecia rozwinęli się bardzo szybko i to bez przeskoków, które kiedyś pobudziły ich do poznania mowy i wynalezienia elektryczności. Dobrze się stało, iż zostały zakazane, ponieważ obawiam się, że ludzie doszliby do władzy we wszechświecie już teraz, co jest niewskazane ze względu na ich destrukcyjną naturę….
Stworzyciel, po wypaleniu i przeczytaniu Ryciny, na której został spisany ten świat rozpoczął proces narodzin nowego życia. Pytam sam siebie, dlaczego to zrobił. Wszystko odbyło się w tajemnicy i bez uzgadniania z Radą. Nikt już nie mógł tego cofnąć.
Wielu uważa również, że w szeregi Astari wkradło się zło. Są podejrzenia, iż ktoś pokieruje przeskokami, by zawładnąć ziemską cywilizacją. Rada Wszechwiedząca Astari zesłała mnie oraz innych Strażników na ten świat, ponieważ tylko na Tym świecie dochodzi do przeskoków, które mogą zmienić losy tego świata oraz zachwiać równowagą całego wszechświata. Moim obowiązkiem jest kontrolowanie teraźniejszości, by nie doszło do zagłady całego istnienia. Jestem zespolony na wieki z moim Chwilołapem, umieszczonym na mojej prawej ręce. Likwidacja człowieka opętanego polega na unicestwieniu ciała, ze skutkiem natychmiastowym oraz uwięzienie jego duszy w Chwilołapie i odesłanie do Adamatium - siedziby istot wyższych Astari. Duszę więzi się w krysztale, ponieważ już jest spaczona posoką istoty złej.
Rada wszechwiedząca Astari przysłała wiadomość z Adamantium, bym obserwował człowieka, który narodził się dzisiaj. Donosi, iż chłopiec jest w stanie zagrożenia piątej - najwyższej kategorii. Potwierdza to mój Chwilołap. Zalecenia rady - obserwacja.
Cały czas jestem teraz przy dziecku. Działam w postaci Cienia i jestem niewidoczny dla śmiertelników. Skanując niemowlę Chwilołapem nie stwierdzam nic, co mogłoby zainteresować Radę. Czekam na rozwój chłopaka, fizyczny oraz psychiczny. Kiedy ten człowiek nabierze świadomości być może będę mógł ocenić, kim zostanie w przyszłości.
Chłopiec uzyskuje świadomość, zaczyna myśleć i rozpoznawać otoczenie. Jego umysł zaczyna się rozwijać. Wiadomość od Rady. - Obserwacja.
Mija kolejny ziemski rok obserwacji. Chłopak wykazuje się dużym talentem malarskim, być może będzie wielkim człowiekiem w przyszłości. Nie zaobserwowałem nic, co było by niepokojące i zagrażało życiu…
Mijają kolejne lata. Zaczynam wątpić, czy ktoś będzie próbował przejąć władzę nad chłopcem. Czy przeskok w niego w ogóle nastąpi?
Chłopiec dorasta. Malowanie sprawia mu wielką przyjemność. Talent się rozwija. Ten Chłopiec jest dobrym człowiekiem, co jest tutaj rzadkością. Jego uczynność daje mi wiele radości. Jestem szczęśliwy, że mogę go obserwować. Pomaga ludziom i stara się rozwiązywać ich problemy. Jest jednym z bardziej wartościowych ludzi, jakich miałem okazję obserwować. Być może będzie kimś, kto poderwie ludzkość do stworzenia czegoś nowego…
Przeskok nie następuje. Dostaję wiadomość od Rady, aby zostawić chłopaka, gdyż prawdopodobnie do przeskoku nie dojdzie, co potwierdza Chwilołap. Doszło do pomyłki - Jest bezpieczny.
I tak pozostawiłem chłopka bez żadnej obserwacji. Moja czujność została uśpiona. W szeregi Rady wkradło się zło, które chce unicestwić świat zaczynając od śmiertelnika. Ziemia to największe zagrożenie dla zła.
Wróciłem do chłopka po kilku latach i kiedy go zobaczyłem, strach zmroził mi ciało. Poczułem wielki, nieopanowany lęk. Coś jest nie tak. On się zmienił i to bardzo. Dobro uleciało. Natychmiast wysłałem raport do Rady. Odpowiedzieli – Obserwacja, nie ingerować.
Po kilku miesiącach obserwacji wiem, że nastąpił przeskok, on chyba został zaplanowany. Jak to możliwe? Chłopak wykazuje tendencje do złego. Jest przesączony agresją. Cierpienie innych sprawia mu radość. Jego myśli stają się nieprzeniknione. Chwilołap zachowuje się dziwnie. Tak jakby ktoś wywoływał zakłócenia by mnie zmylić. Nie mogę się już zbliżyć do chłopka w postaci Cienia - wyczuwa mnie. Jak by był istotą, nie człowiekiem śmiertelnym. Ostatnie zapisane jego myśli przed zakłóceniami brzmią. „Jam jest z innego czasu. Przybyłem, aby zapanować nad tym światem. Jest tutaj tyle dusz, że wystarczą na mi wieki. W kraju, w którym się znajduję wiem, że zapanuję, jako przywódca. Potem zacznę niszczyć krainę, która najbardziej mi zagraża. Wiem, że tam narodzi się ktoś, kto stanie się wielkim wodzem całego wszechświata. Nie mogę do tego dopuścić. Znajdę go i zabije. Zacznę od śmierci. Wszystko gotowe”. Po tych słowach wysłałem kolejny raport do Rady. Ogarnął mnie lęk, jakiego jeszcze nie czułem nigdy. Już wtedy wiedziałem, że świat jest zagrożony. Zauważyłem jeszcze jedną rzecz. Ten człowiek w przyszłości będzie zabijał i to nie raz. Obawiam się najgorszego, on zdaje sobie sprawę z mojej obecności.
Długo czekałem na wiadomość od Rady, jednak Ci jakby byli głusi. Sam nie mogłem podjąć decyzji o likwidacji tego człowieka, ponieważ kierujemy się starożytnym prawem, którego nie wolno łamać. Rada musiała uzgodnić czy zacząć proces likwidacji tego człowieka. Gdybym wtedy wiedział, że rada wysłała mi rozkaz...
Jednak zło wdarło się w ich szeregi i dostałem go zbyt późno, by zlikwidować obiekt na miejscu. Uciekł, co doprowadziło do zagłady milionów niewinnych. Tego nie wybaczę sobie nigdy. Jeden człowiek zmienił losy świata i do dziś rozbrzmiewa mi w głowie wiadomość, która przyszła zbyt późno - „Po za poznaniu się z waszymi raportami i dogłębnym ich przeanalizowaniu, wydajemy zgodę na unicestwienie Adolfa Hitlera celem odzyskania równowagi we wszechświecie. Uwaga, jeżeli Adolf Hitler zdobędzie władzę nad tym światem nastąpi zagłada. Kod czerwony „ Śmierć Życia”.
Wiedział, o Radzie, wszystko dokładnie zaplanował, to była istota, która wie, że na ziemi są Strażnicy. Oczywiście udało mi się w ostateczności wessać duszę Adolfa Hitlera do mojego Chwolołapa. Polowałem na niego wiele lat po zakończeniu konfliktu zbrojnego, który zapoczątkował. Dorwałem drania.
To był przykład przeskoku jednego z najbardziej negatywnych, jakie się pojawiły na twojej ziemi Czytaczu. 72707700 dusz zjadł Adolf Hitler – Zło, które nad nim zapanowało postawiło w gotowości całą Radę Astari oraz wszystkich Strażników. Wiedz, że Twój świat stał się całkowicie najważniejszym światem dla Rady oraz wszystkich istot.
Pewnie myślisz skąd Ja to wszystko wiem. Myślisz czy to naprawdę możliwe? Czytaczu tak się dzieję w twoim świecie cały czas, a Ja wiem to wszystko z zapisów Chwilołapa, który mam przed sobą dzień w dzień, przytwierdzony do mojej ręki. Jestem z nim jednością. Dbam o równowagę i przeskoki w twoim świecie. Dbam o to by życie trwało ciągle.
Jestem najwyższy strażnik Viktorius Barvok Hammer. Jestem Istotą Najwyższą i byłem Nieśmiertelny, jako przywódca legionów istot najwyższych. Lecz zostałem zesłany na ziemię. Być może kiedyś powrócę do mojego domu. Do Adamantium.



środa, 14 października 2015

OPOWIEŚCI SURREALISTYCZNE - KOTY


  

Koty zawsze postawiają po sobie śmierdzące bobki. Nienawidzę Kotów.   Stwierdzam to ze złością i wiem, że jest to prawda.   Teraz większość z was   przestanie mnie  lubić, bo powiedziałem to co myślę o tych zwierzakach.  Dlaczego tak jest?    A no dlatego bo znam o nich prawdę. Wiem jakie są  i co robią żeby dołować nas ludzi.  
   Poczytaj o tym co     mam do powiedzenia w tym marnym Surrealistycznym Opowiadaniu o Kotach. Żeby wszystko było jasne trzeba zacząć od tego    jak koty są postrzegane. Ludziom wydaję się że uchodzą za czyste zwierzęta. ( Pewnie dlatego tak jest bo liżą futerko językiem)   To jest mit.    Dlaczego ?   No wiesz, to jest trochę  naciągane.    Próbowałeś umyć się kiedyś językiem ?  Przecież to jest nie niewykonalne.  Jak cholera można   umyć się  językiem . NO jak . To jest zmyłka . Robią tak specjalnie żeby  ludzie myśleli że są czyste. Chodzi im o to żeby je głaskać i  tulić do  siebie itd. Itd.   Uwaga ! W ich futrze jest pełno pcheł i cholera wie czego jeszcze. Można przecież dostać jakiejś choroby dotykając takiego czegoś. To lizanie to  tylko pozory. Błeee ja się teraz brzydzę pisać o nich ale skoro już zacząłem to dokończę.           Nienawidzę kotów! Przyznaję się do tego i  przepraszam was za to  ale taka jest prawda.  Dlaczego nimi gardzę? Bo są fałszywe bardziej niż my .    Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy .
Badania nad Kotami prowadzę już od wielu lat.   Z moim przyjacielem Józefem jakiś czas temu udało nam się zlokalizować samotnego człowieka, który mieszkał tylko z jednym kotem. Nadarzyła się świetna okazja do tego aby troszeczkę poobserwować jak taka egzystencja przebiega. Rozstawiliśmy w całym mieszkaniu    kamery i różnego rodzaju urządzenia podsłuchowe. Wszystko oczywiście zrobiliśmy w największej tajemnicy bez wiedzy i zgody lokatora. Nikt o tym nie wiedział.   Józek wynajął mieszkanie naprzeciwko dzięki czemu mieliśmy możliwość obserwacji 24 godziny na dobę. To był strzał w dziesiątkę. Mieliśmy wreszcie okazję zdemaskować Koty. A to co zaobserwowaliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.  Szok  to jest mało powiedziane , to co zobaczyliśmy…
 Opowiem ci teraz  co wydarzyło się  w   mieszkaniu.   Jegomość mieszkający z kotem   na imię miał Maciej, do kota zwracał się Bringobang. Maciej ,   Kocurkiem zajmował się od    narodzin.     Karmił go różnymi smakołykami.        Kochał go bardzo i myślał że jest to odwzajemnione uczucie ,    lecz prawda była zupełnie inna a to dlatego, że  Koty  oszukują. Te cholery nie mają uczuć  i na dodatek są bardzo , ale to bardzo   fałszywe. Pewnego deszczowego dnia Maciej  wrócił z pracy , przyszedł   zmęczony.  W ogóle to od samego rana czuł się nie za dobrze.        Zjadł  odgrzewany posiłek w mikrofali, usiadł na kanapie , włączył telewizor i zaczął       oglądać jakieś pierdoły.   Oczywiście mieszkanie zamknął na klucz , aby nikt nieproszony nie przeszkodził w odpoczynku. Niestety jak to bywa w życiu ,    biedaczyna dostał  zawału serca. Ból w klatce  piersiowej przeszył go niczym włócznia . Stracił oddech , zaczął się dusić. Złapał  za  pierś i zsunął się z kanapy. Wiedział że to koniec.         Umierał  w męczarniach.  W oczach   pociemniało, wiec  zaczął się modlić. Kontem oka zobaczył jeszcze telefon na kanapie , spróbował sięgnąć ,  cholera ,za daleko. Wiedział że   nie da rady  zadzwonić  po    pogotowie.    Nie dosięgnę  , ale może Bringobang.     – pomyślał .Jeszcze nie jest za późno. Może zadzwoni zwierzak?   Popatrzył na   pupilka i wskazał na telefon spoczywający na kanapie. Kot ani drgną , uśmiechnął się tylko szyderczo. ( Wyglądał jak wampir. Hue Hue. Zdychaj  człowieku.  )   Kocurek wcale nie był zmartwiony   tym że jego pan umiera.     Patrzył wręcz uradowany  tymi kocimi pionowymi źrenicami jak biedak     odchodzi.  Maciej przed samą śmiercią stwierdził   jeszcze  , że ma zamknięte mieszkanie na klucz, więc futrzak nie da rady wyjść. Co z nim będzie?    Zdechnie tutaj razem ze mną, biedactwo – pomyślał  i   umarł , serce przestało bić.   Nikt mu nie pomógł.
 Po Kiku dniach ktoś z pracy   skapował że Maciejowi musiało   się coś przytrafić. Zadzwonili do dozorcy kamienicy w której mieszkał, aby zapytać co się z nim dzieje.   Dozorca przejął się tym trochę, bo faktycznie dawno    nie wiedział człowieka.Zaniepokojony telefonem postanowił otworzyć drzwi do mieszkania  zapasowym kluczem. Po przekroczeniu progu,  Dozorca  doznał szoku.   Znalazł tam  szkielet dorosłego człowieka który leżał przed telewizorem.  Natychmiast wezwano Policję. Mieszkanie zostało zabezpieczone. Oczywiście po kocie nie  zostało   śladu.  Teraz dopiero się zacznie jak ci opowiem co się stało z   Bringobangiem.   On   wcale nie zdechł !   Pewnie  już się  domyślasz   co zrobił kiedy pan umarł.  No… jakby to powiedzieć.  Obgryzł    martwe ciało kawałek po kawałku. Zaczął  od oczu, które wyssał  ze smakiem a przy każdym kęsie cieszył się i  miauczał z radości, jaki ten pan jest dobry dla niego. Wszystko mieliśmy na dysku . Całe nagranie. Dzisiaj z Józefem bylibyśmy sławnymi ludźmi, sławnymi i obrzydliwie bogatymi .  Mieliśmy dowód cholera na to co robią Koty z człowiekiem. Tylko że  …     niestety… ktoś… nam go zaiwanił. Dlatego właśnie  musicie   uwierzyć  mi na słowo.  
           A teraz tak z innej   beczki. Tak się zastanawiam. Hmm…Tylko to takie moje luźne rozważania. Czy   wiesz co    by było gdyby zastąpić fałszywego futrzaka, psem. Ja wiem. Maciej by nie umarł. Kiedy miałbyś przy sobie tego wspaniałego czworonoga to na pewno podczas zawału serca - ten jakże cudowny zwierzak - podszedłby do telefonu, aby zadzwonić po pogotowie. To jest pewne, bo pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. A nawet gdyby nie mógł się dodzwonić po pomoc, to położyłby się obok Macieja by  nie umarł w samotności. Pies zrobiłby wszystko, żeby  go  uratować, bo psy są bardziej wierne,   a koty to są oszuści.
Kiedyś z Józkiem    złapaliśmy  rasowego Kota   i udało nam się go przesłuchać. Powaga. Raziliśmy go prądem, co prawda nie było do 220 volt bo mogło by go to załatwić. W sumie Józek tak się  wczuł w rolę     na tym przesłuchaniu, że wpadł na pomysł przypieczenia Kota , ogniem. Na całe szczęście    szybko wyperswadowałem mu ten idiotyczny pomysł, bo robiliśmy to w stodole sąsiada. A  Wiesz, jakby nam kto zwiał do siana….
 Raziliśmy go delikatne, tylko   kilka  woltów.   To wystarczyło, ale skurczybyk miauczał. Skucał jak jasna cholera. Hehe wymiauczał  wszystko.  Nagrywaliśmy oczywiście wszystko jak leci.  Trafiliśmy na zajebiście ciekawy element. Kot nazywał siebie Wyzwolonym co nas bardzo  zaciekawiło. Kazaliśmy mu gadać czym się zajmuje i jak dręczy ludzi.  
Kot należał do tych kotów , które przelatują przez ruchliwą ulicę. A na jakiej zasadzie działa taki mechanizm. Po prostu tak. Załóżmy   że jedziesz samochodem   i tak Wyzwoliny   przebiega ci drogę, dajesz po hamulcach z całych sił. Niestety nie zdążasz wyhamować i robisz miazgę z kocura. Nie zatrzymujesz się, bo ta „tragedia” stała się na ulicy zbyt ruchliwej, żeby wysiąść z auta i zabrać zwłoki kota, aby je pochować.    Po tym zdarzeniu masz wyrzuty sumienia.     W nocy  budzisz się cały spocony z krzykiem na ustach, bo śnią ci się koszmary.   Prawda jest taka, że ten rozjechany kot oszukał cię!   On wcale nie umarł na jezdni!    Pewnie przypomniało ci się teraz , że koty mają siedem żyć. Gówno prawda! Te cholerne futrzaki są nieśmiertelne i specjalnie wchodzą nam ludziom pod koła samochodów, żebyśmy mieli nocne koszmary i wyrzuty sumienia. W ten sposób nas dręczą. Wiesz, co one robią jak je ktoś przejedzie? Kiedy nikt nie patrzy zbierają się do kupy i uciekają z miejsca swojej zbrodni. Dowiedzieliśmy się wszystkiego o wyzwolonym niestety ale na to dowodu też nie mamy bo Józek niezdara oczywiście zapomniał włożyć karty pamięci do kamery. Co gorsze , kiedy poszliśmy na obiad kot nam zwiał .Jak to się stało nie mamy pojęcia. Musisz  mi uwierzyć na słowo.  A teraz     zostawmy już te   koty, bo nie będę mógł zasnąć przez najbliższy tydzień.…

          Tak jeszcze mi się przypomniało na koniec.  Jak  myślisz kto zlecił zabójstwo na     prezydenta Johna F. Kennedy’ego  w roku 1963 ? Ludzie? No chyba nie … Zrobiły to Koty!



czwartek, 8 października 2015

Dorastanie i takie tam. A Mikołaj to stary zarośnięty grubas.

Zadziwiające dla mnie jest to, jak człowiek zmienia się w ciągu życia. Wydaje mi się, że można podzielić ten okres na kilka etapów. Przedszkole, szkoła, praca i starość, po której otwierają się wrota do nieśmiertelności.

Wiek przedszkolny oraz początek szkoły to chyba najciekawszy okres. Wtedy tak naprawdę znaczenie ma dla nas chwila obecna, czyli prościej mówiąc,  teraźniejszość.  Przeszłość i przyszłość nie istnieją, bo kto w takim wieku myśli o tym, co może się wydarzyć  za      rok albo dwa. Mając pięć lat nie rozpamiętuje się tego, co wydarzyło się wczoraj. Składam dłonie do ust i krzyczę do was na całe gardło, jako przedszkolak, że wczoraj uleciało i już nie wróci, a jutro jest za daleko. Dzieciakom nie jest potrzebne do szczęścia takie rozpamiętywanie. Jest po prostu zbyt beztrosko. Czerpiemy wtedy z życia ile się da. 

Ciekawym elementem tego zakręconego okresu jest pewna siła - można nazwać ją mocą, która towarzyszy nam cały czas niczym dobry anioł stróż. Jest to - ściślej mówiąc - MAGIA DZIECIŃSTWA! Jest jakby napędem pobudzającym nas do działania. Dzięki niej chcemy się bawić. To przez nią wierzymy w takie rzeczy jak   cuda, smoki , wróżki , czarodziejów itd. Wierzymy również,  że każdy kto nas otacza jest dobrym człowiekiem.

         Zdradzę wam teraz sekret. Te wszystkie cuda, smoki, itd. W chwili wkraczania w dorosłość mamy bardzo głęboko w czterech literach.  Mówiąc dosadniej i trochę wulgarniej, w dupie.  Basta! Koniec kropka… Dziękuję dobranoc. Nie przegadacie mnie za żądne skarby świata, że jest inaczej.

Weźmy sobie pod lupę. Np. św. Mikołaja. Nie żebym się czepiał gościa, ale ten osobnik jest bardzo dobrym przykładem, aby wyjaśnić wam, o co dokładnie mi chodzi.    Kiedy jesteśmy mali, Mikołaj jest dla nas ideałem, a nawet mentorem. Człowiekiem z bieguna. Pamiętacie takie okrzyki w dzieciństwie? Tato co przyniesie mi św. Mikołaj . Mikołaj to sympatyczny staruszek z bujną białą brodą i lekko wystającym brzuszkiem. Lekka nadwaga, oczywiście, nie  przeszkadza w uprawianiu zaawansowanego kominiarstwa. Wiecie, o co mi chodzi…  podjazd saniami na dach, wór na plecy i  hop do komina. Niestety, ale w miarę dorastania ta całą magia przez duże M, która nas napędza, w miarę upływu czasu zaczyna zanikać, blednąć, aż w końcu całkowicie ulatuje. Niestety wiem, że już nigdy nie wróci.  Kiedy jesteśmy starsi świat wygląda zupełnie inaczej?   Ten cały Mikołaj, sympatyczny staruszek przechodzi nagłą metamorfozę i to taką super mega. Staje się nagle starym zarośniętym grubasem i czuć od niego jakimś tanim jabcokiem za pięć zł. Oczywiście oznacza to, że przestaliśmy w niego wierzyć. 

Ale dlaczego to wszystko ulatuje? Dlaczego znika gdzieś po drodze do śmierci? Pewnie się domyślacie? Odpowiedz jest banalnie prosta. To wszystko przez DORASTANIE. Jest to etap, w którym dochodzi do gwałtownych zmian w życiu.  Każdy z nas staje się odkrywcą. Zaczyna się poszukiwanie. Stajemy się ( prawie) dorosłymi odkrywcami. Jesteśmy jak Vasco da Gama, Krzysztof Kolumb, Ferdynand Magellan. Wypływamy na szersze wody i płyniemy w poszukiwaniu czegoś co można określić jako nowe lądy  i szersze horyzonty.

         A co jeszcze się dzieje, kiedy wkraczamy w dorosłość? W tym momencie słyszę piskliwy krzyk w głowie. A woła on do mnie.  Żegnajcie dni beztroski! Oto idę, młody i mam zamiar podbić cały świata. Stanę się naprawdę kimś.  Będę wielkim przywódcą, wodzem naczelnym narodów i wiem to na pewno, że porwę za sobą rzesze, które podążą za mną w same czeluści piekielne.  Wydaje mi się, że podczas takiego wkraczania w dorosłość w czasie nauki szkolonej, nachodzą nas takie dziwne euforyczce myśli, lecz kiedy przeminą i trzeba podjąć pierwszą pracę  dochodzi do twardego lądowania na betonie. Zdajemy sobie sprawę, że etap po szkole czasem nie jest tym, co chcieliśmy osiągnąć.  Zderzenie z rzeczywistością boli, czasem nawet trochę za bardzo. I co wtedy? No.. Jak to co, głowa do góry, bo przecież trzeba jakoś funkcjonować w społeczeństwie? Trzeba wziąć się w garść i myśleć o przyszłości rozpamiętując jak to nam było dawno temu, kiedyś w przeszłości w szkole czy nawet przedszkolu...

Starość, jakie to szczęście, że jestem od niej jeszcze daleko, daleko. W roku 2014 wskoczyła mi dopiero 3 z przodu, więc o starości nie rozmyślam, co nie zmienia faktu, że nie obserwuję ludzi starszych kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat. Wiem, że w  wieku np. siedemdziesięciu lat  na pewno jest ciężko i to bardzo. Trzeb zdać sobie sprawę z tego, że starość jest nieunikniona niestety.  Jest to zmierzch, to prawie koniec przygody na naszym globie. Po niej kończy się wędrówka czy raczej powinienem powiedzieć, przygoda na ziemi. Jest jakby przedsionkiem do nieśmiertelności, takimi małymi wrotami do innego wymiaru. Mówiąc jeszcze prościej, kostucha już się nami interesuje.  Pewnego dnia śmierć wpada do naszego domu i zabiera w inne bliżej nieokreślone miejsce. (A jak to miejsce wygląda?  Dokładnie wam nie powiem, bo nigdy tam nie byłem.:)) Jednak wiem, że jest mega czadowe. Wiem, że zaczniemy tam kolejną zawirowaną przygodę. Nową i całkiem inną. Podejrzewam, że tam gdzieś to musi być dopiero pozytywna jazda bez trzymanki. Oczywiście mogę się mylić, co do moich rozważań na temat życia po śmierci. Mogę, ale nie muszę, bo kto z was zabroni mi tak myśleć. No nikt i tyle w temacie starości.
Trzymajcie się , cześć i do następnego wpisu…


poniedziałek, 5 października 2015

„Coś o Surrealistycznych Opowieściach’’



Pobudkę miałem dzisiaj o godzinie 9.49. W sumie to pewnie kimał bym dalej znając życie, jak to u mnie bywa. Nie mam określonych godzin rozpoczęcia dnia no chyba, że idę na pierwszą zmianę do pracy, gdzie o 6 muszę być stanowisku.  Szczęściem mam siostrę, która wpakowała rano głowę przez drzwi do mojego pokoju i rzekła. Wstawaj bo o dwunastej węgiel przywiozą. 

Mój pokój jest przed generalnym remontem.  Jak narazie nowe rzeczy, które zakupiłem kilka tygodni temu  to  meble i drzwi. Tak w ogolę to jest to  raczej norka niż pokój jak to kiedyś określiła moje znajoma Żaba Żabencja. Dosłownie… Nazwała moje mieszkalne pomieszczenie Norką Kudłatego. Śmiać mi się z tego chciało, chociaż to nie jest śmieszne, bo mam tutaj niezły bajzel. Wszystko jest w artystycznym nieładzie. Sprzęt fotograficzny   jest w każdym kącie; torby, plecaki, Dwa Body Nikona, którymi operuje na co dzień. Lampa Sb 910 gdzieś też jest. Będę szukał przed jakimś weselem dopiero, może się znajdzie. O! Mam też  przecież regał na książki. Tylko.. hmm tam jest wszystko, nie tylko książki. Można tam znaleźć wiele interesujących rzeczy: obiektywy, perfumy, jakieś gry na PC i Konsolę, lampkę nocną... Resztę to boję się wymieniać, bo mogą tam być jakieś żyjące istoty nawet. Biurko to mam całe zasypane papierami. Zeszyty,  talerzyki, łyżeczki  i czasami kilka  szklanek  po kawie, a między tym wszystkim jest gdzieś zakopane czerwone wieczne pióro Parkera. No ale co z tego? Zresztą ... Ja to niby mam posprzątać. Eeeee tam nie chce mi się. Wolę tak  jak jest,  nie przeszkadza mi to  w najmniejszym stopniu nic a nic.  

A co z resztą pytacie?  No to tak.  Ze ścianami  sufitem  i podłogą   będę  walczył w przyszłym roku jak dozbieram trochę pieniędzy. Wiecie taki remont to trochę kosztuje. Jednak to dopiero po zimie, a  do tego czasu wszystkie prace remontowe zawieszam.   Mieliśmy tego trochę w tym roku . Nowe ogrzewanie centralne. Remont całego piętra nr 2. Remont salonu. Oj była walka  z płytami gipsowymi. Teraz  zima idzie, więc trzeba nastawić się psychicznie na białe szaleństwo. Nie wiem czy to dobrze, ale jestem człowiekiem, który lubi zimę. Chyba jest dla mnie ciekawsza  niż lato. Kiedy temperatura spada poniżej zera i jeszcze na dodatek przywita biały puch czuję się naprawdę dobrze. Wiem, że zimno może nieźle  dokuczyć, ale przecież upały też to robią. Zima ma to coś w sobie. Jest więcej czasu na kawę z rodziną itd.

Kurczę rozpisałem się teraz troszeczkę, a nie o tym chciałem wam powiedzieć no, ale tak to jest z pisaniem. Kto się tym zajmuje ten wie. Piszesz, wena przychodzi więc co robisz? Piszesz dalej. Wiecie już, że dopiero niedawno założyłem bloga (niedawno hehe dobre sobie). Pierwszy wpis zrobiłem w kwietniu, a potem totalny zastój twórczy i zupełnie nic nowego do października.  Oczywiście nie mówię że nic nie pisałem. Coś tam pociłem te moje zgrubiałe paluchy. I naszło mnie ostatnio,  dzięki pewnej osobie, którą poznałem w Krakowie. Stwierdziłem -  a co tam zrobię drugi wpis. I stało się... jest  drugi wpis. Cieszy mnie to ogromnie zwłaszcza, że w ciągu ostatniego tygodnia wpadło ponad 400 wyświetleń bloga. Nie wiem czy jest do dożo czy mało - Nie znam się. W każdym bądź razie cieszy mnie to przeogromnie, bo coś się ruszyło. Fajnie. Jestem podbudowany jak jasna cholera.  

Dobra po wstępie przedstawiam co następuje.   A to co się kołata po mim czerepie wygląda tak. Wpadłem na pewien pomysł, jak upiększyć to co robię na tym Blogu. Wymyśliłem sobie serię opowiadań, którymi chciałem się z wami podzielić, nazwę  ją Surrealistyczne Opowieści. Mam już ze trzy takie małe tekściki, z którymi się z wami podzielę. Oto nadchodzą ,,Koty". Idą, idą...Czekajcie z niecierpliwością       Pozdrawiam J.S.Spider


sobota, 3 października 2015

Coś o mnie. Ot tak na luzie.

Coś o mnie. Ot tak na luzie. (Będzie tutaj też trochę wisielczego humoru jednak to dopiero pod koniec części drugiej).   

Część pierwsza. „Pani Kawencja Parzona.”

    No … muszę wam powiedzieć, bo dłużej już nie wytrzymam… Przyznaję się bez bicia, że jestem człowiekiem, który uwielbia kawę parzoną. Piję ten trunek bez mleka i cukru. Śmiało komunikuję, że gorzka siekiera kręci moje podniebienie i to całkiem zajebiście.

    Ten jakże specyficzny nektar jest dla mnie czymś więcej…  Zmielone czarne ziarna kawowca zalane wrzątkiem.  Niby takie proste…    No właśnie, że nie. Picie kawy to rytuał, bez którego człowiek nie jest człowiekiem. Bez niego egzystencja nie ma sensu. Bez niego nie ma rodzinnych spotkań z rana i po obiedzie. Od kawy rozpoczyna się tak naprawdę dzień oraz normalne funkcjonowanie.

    Ciekawe jest to, że będąc dzieckiem, kawa jest czymś wstrętnym, niedobrym. Samo spojrzenie na filiżankę z tym trunkiem powoduje odruch wymiotny . A co kiedy jesteśmy starsi, bardziej doświadczeni ? Odpowiedź jest banalnie prosta. Kawa jest praktycznie niezbędna do życia. Ludzie piją ją rano przed pracą. Następnie w pracy kolejna. Trzecia po południu z rodziną , ewentualnie wieczorkiem do spania. ( No… do spania? Może trochę przesadziłem. Chociaż znałem kiedyś kilku hardcorowców którzy pili  po 22…).

   Mały kawowy wpis już za nami. Nasuwa się teraz pytanie...   Co by było gdyby wszystkie zapasy kawy   razem  z plantacjami , zniknęły z powierzchni globu? Być może to…  

Część druga „ Baltazar , kawa i Ania”

    Baltazar miał 40 lat. Normalnie gościu - mężczyzna w kwiecie wieku. Nie za stary i też nie za młody. Wiek idealny, bo jak to się zwykło mówić ,  po czterdziestce  zaczyna się prawdziwe życie. Sąsiedzi mieli o tym człowieku dobre zdanie. Schludny, zawsze pachnący drogimi perfumami. Włosy zaczesywał na prawą stronę. Ostre rysy twarzy nadawały mu wygląd herosa z mitologii Greckiej. Był niczym Herakles.   Przystojny i ułożony   mówiły sąsiadki,   wzdychając   za nim, gdy przechodził obok.
Niby ideał, ale… niestety ideałów nie ma. Nigdy nie było i nie będzie. Każdy ma swoje wady. Większe czy mniejsze. Takimi wadami są nałogi. Papierosy, alkohol. Tzw. uzależniania. Przez nie sypie się życie. Papierosy jeszcze ujdą, bo nie zmieniają mózgu. Alkohol to już zupełnie inna sprawa. Po spożyciu człowiek zaczyna świrować. Np. Weźmy sobie jakiegoś zwykłego gościa. Niech ma na imię Józek z Grodziska Mazowieckiego. Taki gość po kilku piwach ma naglę ochotę, przywalić komuś z pięści prosto w twarz. Ale dlaczego? Aha wypił 6 piw i    włączył mu się agresor...
   Czterdziestoletni  letni Baltazar nie miał czasu na nałogi, które wymieniłem wyżej. Żył w stałym związku z Anią. Super laską o wyglądzie Afrodyty. Oczywiście mieszkali na kocią łapę  jak to bywa w dzisiejszych czasach.      Niestety, Baltazar miał jedno obrzydliwe     uzależnienie. Najgorsze ze wszystkich. Najbardziej mroczne. Skaza na duszy można by powiedzieć. Wiedział o tym, ze jest już spaczony. Wiedział, że po śmierci czekało go wieczne potępienie przez to, co robił, choć powinienem napisać przez to, co pił. Nie mógł wytrzymać bez czarnego nektaru, jakim jest… KAWA. Parzona oczywiście, drobno mielona. Dzień w dzień po kilkanaście filiżanek…


- Ania, Ankaaaaaa – Przenikliwy krzyk Baltazara dochodzący z zakamarków kuchni zdawał się nie mieć końca. Powietrze drgało od ciężkiego basowego głosu. Wołanie przedzierało się przez każdą cegłę budynku, aby skończyć żywot kilka metrów za zewnętrznymi ścianami małego domku. Usłyszała.

-, Co jest? – Odpowiedział aksamitny głos z pokoju obok.

- Aniu gdzie jest kawa? Przecież zrobiliśmy zapas na wiele miesięcy – zapytał lekko poirytowany - Nie mogę znaleźć. Przetrząsnąłem wszystkie szafki. Tylko mi nie mów, że to koniec.

    Znał odpowiedź, chociaż w duchu wmawiał sobie, że wszystko jest ok. Gdy weszła wolnym krokiem do kuchni, spojrzał w jej oczy, które mówiły wszystko. Właśnie…. Oczy… Po tylu latach życia z tą kobietą w jednym małym domku gdzieś nad Bałtykiem, potrafił czytać z jej źrenic jak z otwartej księgi. Nie musiała nic mówić. Wiedział.... Nie ma kawy i już nigdy nie będzie. Koniec z czarnym trunkiem, którego tak bardzo pragną.

    Pogrążył się w czarnych myślach. Nad jego głową zebrały się chmury burzowe. Teraz mógłby wyjść na zewnątrz powiedzieć, że idzie się przewietrzyć. Powiedzieć, że wróci za kilka minut. Zabrałby linę z garażu, aby ruszyć do parku, gdzie rosną największe drzewa w okolicy. Tak… teraz, gdy nie ma kawy… Lina, drzewo…szyja…

- Baltazarze – zaczęła delikatnie jak do przedszkolaka.  

Ocknął się z zadumy. Lina drzewko, szyja. Tak… wysokie drzewo i gruba lina.

– To już koniec. Nie mamy więcej. Skończyły się wszystkie zapasy, jakimi dysponowała ludzkość – westchnęła spuszczając głowę.

- I co teraz będzie – w oczach mężczyzny pojawił się błysk szaleństwa.

- Koniec ludzkości. Przeminiemy niebawem. Staniemy się pyłem…

- Nie! To niemożliwe – w oczach Baltazara pojawił się smutek. -Anka przecież Albert Einstein powiedział, że ludzkość zginie, gdy wyginą pszczoły. Tylko wtedy – Krzyknął ostro.

- Baltazerze! Einstein był w błędzie.

-Jak to, dlaczego?

   Anna ponownie spojrzał w oczy mężczyźnie. Położyła delikatnie dłonie na  jego silnych ramionach.    Teraz dostrzegła, jak bardzo Baltazar pragnie kawy. Nic nie mogła zrobić. Chciała go pocieszyć, ale zamiast tego powiedziała tylko…

-, Ponieważ kawa była podstawą ludzkiej egzystencji i  to bez niej umrzemy. Nie damy rady kochanie. Pogódź się z tym...

Baltazar zamrugał nerwowo oczami, które zaszły łzami.


- Aniu , muszę się przewietrzyć, wrócę za kilka minut…

Łączna liczba wyświetleń