"Rytuał"
Krwawe słońce wstało nad Nową Wsią, a to
oznacza tylko jedno i nic poza tym. Tej nocy przelano kawę, być może nawet całe
litry kawy i co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
Gdzieś w głębi serca i umysłu czuję, że codziennie
ten jakże zacny czarny nektar leje się strumieniami przez ludzkie gardła, i to
nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Przypadek? Nie sądzę...
Bo
od kawy powinniśmy zaczynać każdy nowy dzień
J.S. Spider
Budzik
zaterkotał punkt ósma. Ni mniej ni więcej. Normalnie ósma zero zero… Jak nic.
Zero zero. Otworzyłem moje zmęczone alergią ślepia i spojrzałem przeciągle na
zegarek od lat stojący na półce z książkami. Dzwonił jak jasna cholera i
świdrował uszy oraz okolice mojego małego mózgu. Swoją drogą uszy już mi prawie
totalnie więdły. Nie myśląc wiele i nie czekając na oklaski, w zaistniałej sytuacji
pozostało mi tylko jedno do zrobienia. Wstałem, rzuciłem się do półki i
wyłączyłem budzik dłonią. Szczerze? Miałem ochotę wyrzucić go przez okno,
jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem. Potem zrobiłem coś, czego nikt z
Was na pewno się nie spodziewa. Znowu poszedłem do łóżka i przykryłem się kołdrą,
bo, jasna cholera, nie chciało mi się w sumie wstawać. Jednak powierciłem się trochę
na łóżku i stwierdziłem, że sen minął bezpowrotnie… Odszedł…
Tak
oto przywitał mnie kolejny dzień. Jakże się ucieszyłem na tę myśl, że dzisiaj znowu
czeka mnie przygoda, jaką jest życie. Swoją drogą dobrze, że się obudziłem, bo
śnili mi się bracia Kaczyńscy. Jarek Mr. Prezesinio oraz świętej pamięci Leszek.
Widziałem ich, jak grali w piłkę nożną w reprezentacji Polski na pozycji obrońców.
Skąd ten sen do mnie przyszedł – nie wiem, ale to było straszne. Musicie
mi uwierzyć na słowo. W życiu się tak nie bałem jak tej nocy, kiedy kawa lala
się strumieniami po całej ziemi.
Ziewnąłem
przeciągle. Nadeszła w końcu pora, aby wstać łóżka, więc odrzuciłem na bok kołdrę.
Gwałtownie i szybko. To miało mnie pobudzić do działania i ruszenia tyłka z
łóżka. Podziałało. Usiadłem, a bose stopy spuściłem na dywan i przez chwile
przyglądałem się długim paznokciom. Pomyślałem, że przy pierwszej lepszej
okazji muszę je obciąć. I tak przez chwilę, kontemplując, wracałem do świata
żywych. Do życia. Dłońmi przetarłem jeszcze śpiące oczy, przez co posypały się
z nich te całe śpiochy. Wiecie, o co mi chodzi. O te takie sklejone grudki
czegoś, co czasem zlepia powieki. Ziewnąłem jeszcze ze dwa razy, a potem
jeszcze ze trzy i się ubrałem. To znaczy nałożyłem spodnie dresowe, które
bardzo lubię i T-shirt z napisem „Pan Brodacz”. Szybko zszedłem do kuchni, ziewając.
Pierwszą czynnością, jaką zawsze wykonuję, kiedy jestem na dole, to włączenie ekspresu
do kawy. A potem siku. Tym razem też tak było.
Kawa to mój codzienny rytuał. Wcisnąłem
przycisk power w ekspresie i
podstawiłem szklankę. Rozpoczął się proces napełniana naczynia kawą. Obok
ekspresu stoi też czajnik elektryczny. No to też go włączyłem, gdyż musiałem
zagotować sobie jeszcze wodę na herbatę do śniadania. Kiedy woda w czajniku się
zagotowała, zrobiłem pyszną herbatkę i dwie kromki chleba z masłem czekoladowym.
Uwielbiam jeść słodkie na śniadanie. Nie wiem jak wy, ale ja to nic innego o poranku
nie jem, jakoś tak nie mogę przełykać szynki ani kiełbasy, one mnie rano odstręczają.
Zjadłem w końcu to śniadanie i przyszedł czas
na coś, co lubi każdy kudłacz: kawa. Jej aromat w trakcie jedzenia roznosił się
już po domu. Kiedy zjadłem śniadanie, gotowa kawa parowała z ekspresu. Podszedłem
i wziąłem szklankę w dłonie. Upiłem jeden malutki łyczek i poczułem totalną rozkosz
w ustach: silny smak kawy.
Tak właśnie codziennie zaczynam nowy
dzień. Od kawy, bo nie ma nic lepszego niż kawa z samego rana. Od lat mam taki
rytuał, kiedy więc mam akurat wolny dzień, korzystam z ekspresu i dobrze mi z
tym.