wtorek, 23 stycznia 2018

Zmierzch bogów? Koniec Rolling Stonesów!









Stało się. Kurwa, stało się i już! Ale ja wiedziałem, że tak się stanie, wiedziałem, że tak właśnie będzie, bo inaczej być nie mogło. Uwierzcie mi, że to jest początek końca. Epoka dinozaurów rocka dobiega właśnie końca, a my jesteśmy tego świadkami. Oni umierają! To już jest koniec, nie będzie ich już, lecz muzyka pozostanie na zawsze.
 Ten czas dzisiejszy, ten dzień, ta teraźniejszość, która staje się przeszłością w mgnieniu oka, to nic innego jak zmierzch legend, który prędzej czy później musiał nastąpić i dzieje się to na naszych, kurwa, oczach. Nic na to nie poradzimy, bo takie jest to wredne życie. Taki jest ten świat i taka jest ta śmierć, która w większości przypadków odbiera to, co dobre, na topie, piękne i rockowe.



 Dwudziestego czwartego listopada tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego ta wredna suka zabrała nam Freddiego Mercury. Ale, że Freddiego? Ona? Nam, kurwa?! Nam? Jak mogłaś nam to zrobić?! Noż kurwa, jakim prawem?! No, jak to jakim? Prawem życia! Ano tak! Mogła i zrobiła to, co zrobić musiała. Bo ona zawsze bierze to, co chce, i nigdy o nic nie pyta! Lecz wtedy, w latach dziewięćdziesiątych, to jeszcze nie był początek końca. To, że Freddy umarł, jeszcze nic nie znaczyło, bo wszystkie gwiazdy rocka były jeszcze w kwiecie wieku jak nic, i grały swoje słynne kawałki na całego, bez wytchnienia, na całym świecie.


Śmierć nie zapytała też fanów Dżemu, czy może zabrać w Ryśka dziewięćdziesiątym czwartym. Po prostu go wzięła i tyle. Koniec, kropka. Mogła? Pewnie, że mogła, bo ta sucz może wszystko i kit w oko nam, fanom rocka.
 Dla śmierci nasze zdanie nie ma znaczenia. Taka jest po prostu kolej rzeczy i tak być musi. Chce zabrać bezdomnego starca w środku zimy? To zabiera. Chce zabrać Malcolma Younga z AC/DC, jak to zrobiła zaledwie chwilę temu, to nie pyta, tylko bierze. Dla niej my, fani AC/DC, Iron Maiden, Rolling Stones, Deep Purple, nie istniejemy. Nawet nasz protest – jeśli w ogóle można protestować przeciwko umieraniu – na nic się nie zda, bo śmierć, ona, ta wredna suka, wpada i zabiera nam naszych muzycznych idoli, czy tego chcemy czy też nie.


 I teraz, zaprawdę powiadam wam, że już jest bliski dzień, kiedy ich zabraknie. A zbliża się on wielkim krokami. Człapie w naszą stronę i krzyczy. Już nie będzie prawdziwych rockmanów. Wezmę ich, wezmę ich wszystkich po kolei, a wy nic z tym nie będziecie mogli zrobić.
Ale być może dzięki niej, Freddie i Rysiek stali się legendami z prawdziwego zdarzenia. Takimi rasowymi, co to się o nich będzie pamiętać na wieki, bo trzeba przyznać: odeszli w wielkim stylu, kiedy jeszcze byli na totalnej fali rocka. Są dzisiaj kultowi, ponadczasowi i nikt już im nie dorówna. Nigdy!
         Ale teraz muszę was trochę zmartwić. Nie jest już wesoło, bo dzisiaj umierają wspaniali muzycy, tak naprawdę zaczął się teraz koniec epoki dinozaurów, którzy już sypią się w proch marny i niemarny.


 Ogłaszam koniec, taki prawdziwy. Ogłaszam koniec rockmanów z prawdziwego zdarzenia, którzy różne tryby życia mają, i różnie żyją – na fali, na topie, na koce, na herze, na haszu i na LSD lub na odwykach.
Ale jak by na to nie patrzeć, to to, w jaki sposób żyją, nie ma znaczenia. Łączy ich jedno: ci wszyscy wielcy rockmani to są, kurwa, Rockmani
z prawdziwego zdarzenia, przez duże R, a nie to, co te pipki dzisiejsze sceniczne z playbacku, pięciominutówki. Co to myślą, że są zajebiści, bo jakiś kawałek wylansowali. Ostatnio taki jeden przyjechał do Zakopanego. Zagrał cztery kawałki na krzyż i to jeszcze z playbacku, zgarnął 450 tys. złotych i odjechał. Totalna bulwersacja z mojej strony. Co to, kurwa, miało być? To jest gwiazda, się pytam? To jest muzyk? No chyba nie. Wiem, wiem, że to nie Rockman, ale co z tego. Jakiś szacunek ludziom się należy, no nie? Wskakują tacy na scenę, grają jeden gówniany kawałek ciągle bez końca, ale już pojutrze nikt o nich nie słyszy, nie pamięta. Z Rockmanami jest inaczej, z tymi wielkimi. To są muzycy, którzy dają z siebie wszystko na scenie, bez względu na wszystko, robią totalnie odjazdowe koncerty na żywo, ale niestety to jest ich zmierzch. Zaczął się koniec. Niestety.



 Kiedy za dziesięć lat odejdą wszyscy Rolling Stonesi, to będzie już definitywny koniec. Już nikt im nie dorówna, już nikt nie nagra takich przebojów, jak (I Can't Get No) Satisfaction. Już nikt nie zrobi takiego kawałka jak Thunderstruck AC/DC. Nikt, kurwa, uwierzcie mi na słowo, że tym kapelom to już nikt nie dorówna.         
Całkiem niedawno odszedł od nas Malcolm Young z AC/DC, jak już napomknąłem w tym tekście, trochę wcześniej. Odeszli też Lemmy Kilmister
i Dio. A za jakieś dziesięć lat to już na bank nie będzie Rolling Stonesów, Ironów ani AC/DC. Już się zaczął początek końca. Szlag… Ale takie jest to życie. Ich nie będzie, ale muzyka pozostanie z nami na wieki wieków, amen.


Pozdrawiam, Adrian Kudłaty Szymalski

wtorek, 9 stycznia 2018

Słowo na Nowy Rok


Kolejny rok za plecami i znowu jesteśmy starsi o te dwanaście miesięcy. Czas leci i nic go nie zatrzyma. Taki to on jest, ten nasz koleżka, złodziej życia. Z roku na rok mamy coraz więcej doświadczenia, takiego życiowego, i lat oczywiście, które lecą szybciej, aniżeli pociski z kałasznikowa.
 I tak się teraz zastanawiam: co przyniesie ten nowy, dwa tysiące osiemnasty? Może same dobre rzeczy? Oby tak właśnie było! Grunt to pozytywne nastawienie. Bez tego ani rusz od stycznia.




 W sumie zdałem sobie teraz sprawę, pisząc ten tekst, że mam nawet kilka postanowień noworocznych. LOL, jakoś tak wyszło, że jeszcze tydzień temu nie miałem ich wcale. Albo może powinienem napisać, że były, ale się nad nimi nie zastanawiałem jakoś specjalnie.


 Może też nie byłem świadom, że mam jakieś postanowienia, ale teraz, kiedy głębiej nad tym pomyślę, to chyba coś mi świta w głowie. Przecież jest kilka rzeczy, które mam ochotę zrobić. Są to takie moje małe rozkminy i na bank będę chciał wprowadzić je w życie w dwa tysiące osiemnastym.
 Pierwsze z nich – to, które chcę doprowadzić już do samego końca, to skończyć moją małą – wielką powieść, o której to pisałem w poprzednim tekście. Już prawie jest napisana! Prawie, bo jest kilkudniowy poślizg, ale spokojnie… Muszę napisać tylko kilka zdań i będzie koniec. Zrobi się, zrobi, bo w tym roku muszę ją przygotować do wydania i z tego na pewno nie zrezygnuję. Korekta i redakcja już są w toku. Takie oto różnego rodzaju wyczyny i figury akrobatyczne dopadły mnie już od początku Nowego Roku w związku z powieścią. Zobaczymy, co z tego będzie. Wyjdzie w praniu, jak to się mówi.
 Drugie postanowienie: wystawić w końcu tę moją sztukę, którą napisałem w dwa tysiące siedemnastym, a nad którą przesiedziałem ze trzy miesiące, jak nic. Tego bym chciał bardzo, bo wydaje mi się, że, skubana, jest naprawdę dobra i że świat jest na nią gotowy, lecz muszę uzbroić się w cierpliwość. Jak na razie to ja rozsyłam ją po teatrach i domach kultury, lecz odzewu zero, z żadnej strony. Nikt mi jeszcze nie odpisał na maile i trochę mi smutno, jednak muszę wierzyć, że w końcu uda się ją gdzieś wystawić.


Teraz tak sobie myślę, że niestety, ale nie jest łatwo wypromować takie rzeczy. Może gdybym miał więcej czasu, żeby poświęcić się takiej promocji? Być może udałoby mi się szybciej doprowadzić do jej wystawienia. Szczerze powiem, że nawet nie chcę być jej reżyserem, to zadanie zostawiam ludziom, którzy nadają się do tego lepiej ode mnie i mają większe doświadczenie w tych sprawach.
No! Tom napisał, co mi leżało na sercu. To są takie moje dwa główne postanowienia, które, mam nadzieję, że się spełnią. Trzymajcie kciuki.
Jest jeszcze szereg innych postanowień, które też chciałbym wprowadzić w życie. Rzucić w końcu papierosy! Nie palę już trzy tygodnie. Ani jednej fajki się nie chwyciłem przez ten okres i dobrze mi z tym, bo lepiej bez nich niż z nimi.
 Postanowiłem też zdobyć kilka nowych szczytów, bo od jakiegoś czasu strasznie zaniedbałem wypady górskie. Zeszły rok to był totalny zastój, jeśli chodzi o te sprawy. Może w końcu ogarnę te Bieszczady, bo jeszcze tam nie byłem, a słyszałem, że ładnie tam jest i ciekawie.
No to z takich ważniejszych postanowień chyba tyle. Więcej na chwilę obecną nie pamiętam, ale jak sobie kiedyś przypomnę to dam znać.

Pozdrowionka.

Uwaga! Zdjęcia wykonała maine szwester, Karolina 




 

Łączna liczba wyświetleń