Tekst będzie
naprawdę długi i chcę w nim opisać tylko co ciekawsze momenty, jakie nas
spotkały tamtego pięknego słonecznego dnia. Podzielę go również na kilka części
(aktów), żeby całość była bardziej przejrzysta i żebyście nie musieli się za
bardzo męczyć przy czytaniu tego woluminu za jednym zamachem. Bo przecież wiem,
jak czyta się nudne i długie teksty! Lepiej brać je po prostu na raty. Nie
mówię też, że ten tekst będzie nudny jak flaki z olejem. Co to, to nie, a przynajmniej
mam nadzieję, że każdy z Was znajdzie w
nim coś dla siebie.
Akurat
ten wpis, czy też akt I, który teraz czytacie, będzie tylko małym wstępem do całej opowieści. W
następnych częściach (czy raczej: aktach) opiszę, jak zleciała nam podróż do
Krakowa oraz co działo się z nami tuż po wejściu do Tauron Areny i już później
w jej sercu. A typowa recenzja i relacja z samego już koncertu będzie znajdowała się w ostatnim wpisie pod tytułem „Koncert
Iron Maiden w Krakowie” – to relacja, która ukaże się w blogu za jakiś czas.
Czekajcie cierpliwe, a będzie Wam dane, jak to się mówi.
Nie
ukrywam faktu, że wybitna heavymetalowa formacja, jaką są Ironi, jest moją
ulubioną kapelą. Słucham ich cały czas, właściwie nawet teraz, pisząc dla Was
te kilka tysięcy burzliwych słów i delektując się każdym kawałkiem z płyty The Number of the Beast.
Szczerze?
Uwielbiam
podczas pisania odpalać kawałki Iron Maiden, dzięki czemu wczuwam się w
tworzenie coraz to nowszych tekstów na ten jakże marny, zwykły, pospolity,
blog, który przecież piszę wyłącznie dla Was już od kilku dobrych lat. Prawdę
powiedziawszy, słuchanie muzyki jest nieodłącznym elementem mojego dnia. Nie ukrywam,
że jest to bardzo przyjemne, tak sobie słuchać ulubionej kapeli i po prostu
przelewać myśli na papier. Czy do szczęścia trzeba czegoś więcej? Chyba
nie.
Uwielbiam tych chłopaków, grających od tylu
już lat dla swoich wiernych fanów. Pierwszy raz usłyszałem ich w czasach
technikum, był to bodajże rok dwa tysiące drugi. I tak naprawdę wszystko zaczęło się od Fear
of the Dark, jednego z bardziej znanych utworów formacji Steve’a Harrisa.
Kocham
ich równie mocno jak moje dwie młodsze siostry. I Ironi, i one są ze mną od
rana do wieczora przez całe życie. Bo to właśnie z czystej jak diament miłości
do muzyki, która wszystko zwycięży, i która jest wielkim uczuciem, pojechałem
na koncert do Krakowa.
Nie mogłem tego wydarzenia odpuścić
za żadne skarby tego cholernego świata. Po prostu nie mogłem i już. Musiałem
tam być za wszelką cenę.
I
uwierzcie mi na słowo, że tamtego dnia nie byłem sam w Tauron Arenie. I to jest
fakt! Bo przecież poza mną na ich koncert przybyło około 20 tysięcy innych osób,
fanów i wielbicieli. Tauron Arena w Krakowie pękała
w szwach, tyle było tam ludzi.
Z
Kęt wyruszyło nas czterech. Czterech rockowych wędrowców, którzy byli niczym
okrojona Drużyna Pierścienia. Mieliśmy misję do wykonania, zupełnie, jak Frodo
Baggins, lecz zamiast tak jak on rzucać się w ognie i czeluści Orodruiny, my
musieliśmy rzucić się w wir heavy metalu, wokalu Bruce’a Dickinsona oraz
brzmienia elektrycznych gitar składu Iron Maiden.
Po
kilku latach rozłąki z moim dobrym przyjacielem (dawno razem nie byliśmy na żadnej
muzycznej imprezie) w końcu wybrałem się na porządny koncert z
Harym, jak za starych dobrych czasów. Przypomniało mi się teraz, jak z tym gościem zaliczaliśmy
po sto albo i nawet dwieście koncertów rocznie. Oj, działo się niegdyś, działo
się, jak nic się działo.
Ale
to nie koniec wrażeń jak na jeden wieczór. I jeszcze, żeby tego było mało: na
Ironach w Krakowie był z nami jeszcze Andrzej O. (jak Oleksy) oraz Darek W. (jak
Wojnar). Dwóch zakręconych i pozytywnych gości, których poznałem wiele lat temu
w pracy, w Grupie Kęty na ZPA, która – jak by na to nie patrzeć – zbliżyła nas
do siebie niczym striptizerka pijanego gościa podczas tańca go-go na stalowej
rurce.
Ale,
żeby przejść do dalszej części wpisu, aktu II oraz relacji z wyprawy i moich
osobistych wrażeń z całego wydarzenia, muszę zacząć od samego początku.
Zapraszam Was, Drodzy Czytelnicy, na opowieść o wyprawie na Iron Maiden w wykonaniu czterech wielkich fanów.
Ciąg dalszy nastąpi… to be continued…
Zapraszam na wpis, który pojawi się już
niebawem. A będzie on zatytułowany
„IRON
MAIDEN – WYPRAWA – AKT II. Kilka miesięcy wcześniej, gdzieś na ZPA, w drodze do stolarni”.
Hmmm zapowiada się super text czekam na więcej. ZA porównanie naszej znajomości szacun w dychę XD Ale 4 gości z Gminy Kęty no Kudi pojechałeś jam jest dumny Kozianin :P
OdpowiedzUsuńPrzebacz mi Andrzeju, ale musiałem to jakoś opisać. Może trochę uogólniłem. A tak poza tym, to myślałem, że nie przyznajesz się do tego, żeś jest z Kóz. hehe
OdpowiedzUsuń