wtorek, 16 kwietnia 2019

WIEDŹMIN 3 DZIKI GON I MOJE TRZY KONSOLE PS 4



       Siema, misiaczki! To znowu ja, Wasz ulubiony bloger Kudłaty. Co tam u Was ciekawego słychać od ostatniego wpisu? Pewnie, hm… to zależy, gdzie ucho przystawić, bo jak do dupy to g…o! (taki suchar na początku wpisu ode mnie. Prawda, że żenujący jak nie wiem co? Tak! Prawda).
 Żyjecie w ogóle tam po drugiej stronie ekranu? Pewnie tak, ale co to za życie… (kolejny marny sucharek, tym razem z cyklu „JPRDL, o czym on pisze?”).
LOL.
Ledwo dwa zdania skleciłem a tu już dwa słabe żarty. Póki co, jest całkiem nieźle.
I oto leci on, kolejny wpis! Specjalnie dla Was, Moi Drodzy. Może nie będzie tak zakręcony, jak ostanie dwa posty, i może nie będzie w nim takich sucharów, jak te przed chwilą. Ale jedno Wam powiem. Może nada się on do poczytania, ot tak, do tak zwanej poduchy.
No to ogień, lecimy z tym koksem do przodu, a nóż widelec się komuś z Was spodoba? Kto wie, może tak właśnie będzie? A jak nie, to trudno, życie. Życie, życie jest nowelą.
 O! Już wiem, komu jednak ten tekst może przepaść do gustu. Wszem i wobec informuję, że dedykuję go nałogowym graczom komputerowym. Myślę, że to dobra dedykacja. Tak od serca, gdyż będzie to historia o pewnej grze, w którą kiedyś grałem, i moich konsolach PS4, których też miałem kilka w swoim życiu, jak by na to nie patrzeć.
 Aż dziw bierze, że od wyjścia tej gry minęło dobrych kilka lat. Wiesiek namber 3, czyli Wiedźmin 3 Dziki Gon, bo to o nim mowa, wyszedł w maju 2015 i był totalnym hitem. Co do tego nie mam żądnych wątpliwości. Gracze pewnie też. A było to jakieś cztery lata temu. Trochę już od premiery minęło, jednak trzeba przyznać, że gra i tak nadal zachwyca pod względem fabularnym i wizualnym. Co więcej, ona wcale nie odstaje od dzisiejszych superprodukcji RPG.
Szczerze?
Mam do niej jakiś sentyment. Uwielbiam do niej wracać co jakiś czas niczym bumerang. 
Dzisiaj opowiem Wam, jak to było ze mną i jak Wiesiek dosłownie mnie wciągnął na te kilka dobrych lat. Do dzisiaj w niego ciupię, lecz już nie tak namiętnie jak w 2015, kiedy to gra pojawiała się na sklepowych półkach.
Maniacy gier komputerowych pewnie zrozumieją to, co z nią wyprawiałem przez ostatnie cztery lata. A było tego całkiem sporo, zupełnie jak na rodeo. Z Wiedźminem spisałem chyba jakiś tajny pakt, który sprawił, że nie mogłem się z nim rozstać bardzo, ale to bardzo długo. Odcisnął piętno na moim umyśle, że się tak wyrażę.
 Usiądźcie teraz wygodnie. Niech Was ten wpis pochłonie do reszty, Drodzy Gracze i Wy, zwykli śmiertelnicy, którzy nie gracie w gry.
          Od samego początku byłem napalony na Wiedźmina 3. Kiedy tylko dowiedziałem się, że wychodzi, już nie mogłem się na niego doczekać. Zachwytu miałem w sobie co niemiara, zwłaszcza że grałem w jedynkę oraz dwójkę, które też swój urok i klimat mają. To też są dobre gry. Zaryzykuję nawet stwierdzanie, że bardzo dobre. 
         A teraz tak mi się wydaje, że może powinienem napisać, Hm… hm… hm… w sumie to chyba zacznę od tego, że niestety mój komputer stacjonarny w chwili wyjścia Wieśka, w 2015 roku, był zbyt słaby, aby odpalić go na full detalach. I właśnie z tego powodu, zdecydowałem się na zakup PlayStation 4. Tak, tak…kupiłem sobie konsolę razem z grą, o której mowa. I fuck! Już po kilku minutach grania wiedziałem, że to będzie totalny hit. Tak mnie pochłonęła, że normalnie nie mogłem się oderwać przez całą rozgrywkę, póki jej nie skończyłem. A grałem w nią dniami i nocami, bo jest tak zajebista.
Wciągająca fabuła, która porywa w swój nurt i pochłania niczym wielka rzeka. Te epickie walki z bossami. Grafika, która powala na kolana nawet teraz, niemal po czterech latach od daty wydania. I oczywiście grywalność, która jest na poziomie 100 procent. Podczas grania nie ma nudów i ani chwili oddechu.
W grze przez cały czas coś się dzieje i nie sposób się odejść od konsoli. A kiedy za pierwszym razem udało mi się zdobyć komplet zbroi cechu niedźwiedzia i go wykonać, oniemiałem z zachwytu, bo tak epicko to wygląda. Po kilku tygodniach od daty premiery w końcu przeszedłem Dziki Gon. I to był mój pierwszy raz z trzecią odsłoną. A potem? Potem to już w nic innego mi się nie chciało grać. Dostałem zastoju, wiec nie pozostało nic innego, jak sprzedać zestaw, bo leżał i się kurzył. PS4 plus gra została sprzedana mojemu młodszemu kuzynowi Krystianowi, który ma ją do dzisiaj, a czy gra? Tego nie wiem. Może trzeba by go kiedyś zapytać. W każdym razie rozstałem się z graniem na niemal cały bity rok. Szybko przyszła brzydka jesień 2015 roku, potem polska zima bez ani jednego płatka śniegu. A ja przez ten czas nie tykałem w ogóle gier komputerowych. Robiłem masę innych rzeczy i to różnych. Jakoś się żyło, po prostu sie żyło bez maniaczenia w gry. Ale kurde, w końcu nastała wiosna 2016 – dosyć ładna zresztą. I wtedy znowu tęsknym umysłem wspominałem Wiedźmina 3 i jego zadanie poboczne oraz całą epicką fabułę. I tak to trwało kilka tygodni, aż w końcu nastał maj 2016. Od daty premiery Wiesia 3 minął dokładnie rok, a ja coraz częściej go wspominałem, siedząc w oknie swojego pokoju. Ot, tak mam, że czasami lubię przez nie patrzeć na ul. Moniuszki.
 Przyszedł w końcu czerwiec i, cholera, zacząłem marzyć jeszcze mocniej o ponownym zagraniu w najlepsze RPG, jakie świat wiedział. Niestety, mój komputerek przez rok nie uległ upgrade’owi i nadal miał te same podzespoły, co rok wcześniej, więc aby zagrać i naprawdę cieszyć się rozgrywką, musiałem ponownie kupić konsolę PS4. Nie uśmiechało mi się granie na kompie na średnich lub małych ustawieniach, bo moim zdaniem to nie jest granie. Gracze dobrze wiedzą, jak to jest, kiedy grafika na low nie powala na kolana i odpycha swoim topornym urokiem.
I uwierzcie lub nie, ale znowu to zrobiłem. Znów kupiłem PS4. Do dwóch razy sztuka. To była moja druga konsola. I żeby tego było mało, to kupiłem ją w zestawie z Wiedźminem. Nieźle, co nie? Powtórka z rozrywki. De ja vu, że tak powiem.
Jakoś się złożyło, że ponownie chciałem wejść w wir przygód Geralta z Rivii i się trochę zresetować na jakiś czas. Tak! Przeszedłem go po raz drugi, gdyby ktoś pytał. Lecz tym razem zeszło trochę dłużej z graniem, bo już nie było tego jebnięcia, jak za pierwszym przejściem. Już się tak nie chciało cały czas siedzieć w grze. Bo my, gracze, dobrze wiemy, że pierwszy raz jest tym najlepszym…
 I mógłbym na tym etapie zamknąć całą historię o graniu w Wiedźmina i wrzucić tylko tyle na bloga, ale nie zrobię tego, bo…
Jednak…
To nie koniec historii o PS4.
Kiedy ponownie udało mi się przejść grę, to znowu sprzedałem konsolę. Wiem, że to dziwne. Mój kumpel Piotrek T. nawet śmiał się ze mnie w pracy, że znowu to robię. No ale nie czułem jakiegoś musu, żeby trzymać konsolę w domu, skoro i tak nie grałem. Jakoś tak po prostu wyszło, że też ją sprzedałem. Bo po co miała leżeć bezczynnie.
 I znowu przyszła jesień, a potem zima i jakoś się żyło, oj żyło się i coś się robiło, gdzieś się działało i tak dalej i tak dalej. Ble, ble, ble…
 Lecz potem nastała piękna wiosna i maj 2017 i, kurde blaszka, znowu to zrobiłem. Po raz trzeci kupiłem PS4 oraz Wiedźmina, bo komputer nadal był zbyt słaby, aby uciągnąć grę na full detalach. A bardzo chciałem sobie ponownie zagrać. I, cholera, przeszedłem go po raz trzeci. I, o matko jedyna! Potem znowu ją sprzedałem. Do trzech razy sztuka, jak to mówią krasnoludy. Wiem, że niektórym wyda się to porypane, że aż trzy raz kupiłem PS4 i trzy razy ją sprzedałem. Grę też. Za to mógł być już nowy komputer na fajnych podzespołach, no ale co zrobić. No jakoś tak wyszło.
 Oczywiście za każdym razem, kiedy kupowałem, byłem nastawiony na granie tez w inne gry of course… Takie, w które chciałem se zagrać. Naprawdę chciałem, ale jednak zawsze po przejściu Wiedźmina już mi się nie chciało w nic grać. Nie mam już dzisiaj do grania takiej weny jak na przykład z dziesięć lat temu, kiedy jeszcze byłem piękny i młody. Do tego mam sporo innych zajęć, więc nie ma czasu na takie przyjemności.
Ale do czego zmierzam w ogóle w tym w wpisie, który niechcąco zrobił się małym, niekończącym się tasiemcem? Przydługawy już jest i kto to, kurwa, będzie czytał?
 Ale o co mi w ogóle chodzi? Ano o to, że gra jest tak dobra, iż wywarła na mnie tak wielki wpływ, że przez trzy lata z rzędu musiałem w nią grać. Polskiemu studiu CD Projekt Red naprawdę udało się stworzyć coś niesamowitego. Coś, co dało Polakom bardzo dużo. Jednak nie byłoby tej gry, gdyby nie jeden człowiek. Pisarz, polski. Mister… Andrzej Sapkoswki, który Wiedźmina stworzył w swojej głowie i tchnął w niego życie jak dobry ojciec. A może Bóg?
         Książki… No cóż, to od nich się wszystko zaczęło. Czytałem je jeszcze w czasach technikum, wywarły na mnie duży wpływ i nie ma co do tego wątpliwości, że to wszystko dzięki Sapkowi.
Czytało się, oj, czytało. W tamtych czasach zamierzchłych jako młody, zbuntowany chłopak, żyłem marzeniami. A książki o Wiedźminie sprawiły, że czułem się jak ktoś wyjątkowy, kiedy po nie sięgałem. I tutaj może was zaskoczę, a może nie, ale opowiadania oraz sagę w całości czytałem też po trzykroć. Nie wiem, co ja mam z tym Wiedźminem. Nieważne, czy komputerowy, czy książkowy. Zawsze do trzech razy sztuka. Dzisiaj już nie pamiętam wszystkiego, co działo się w książkach, bo było to dobrych kilkanaście lat temu, lecz bardzo mi się podobały. Mają swój klimat i urok. Zwłaszcza klimat, tak samo jak gra, która powstała na podstawie książek, żeby była ścisłość, dla tych graczy, którzy grali tylko w gry od CD Projekt.
Oczywiście, że mam na półkach w domu Wiedźmina! A jakżeby inaczej. Opowiadania i Sagę, i to jeszcze wydania z roku 1993. To taka moja perełka, z której jestem dumny.
 A już niebawem ukaże się serial, lecz co do serialu to mam mieszane uczucia. Wszyscy fani Geralta mają nadzieję, że będzie to dobry serial. Lecz niestety, dopóki go nie zobaczę na własne oczy, to nie powiem nic. Czy będzie tak samo dobry jak książki lub gra? Czas pokaże, a nam fanom pozostało cierpliwie czekać. Mam tylko nadzieję, ze nie będzie w nim potworów z durexów. Z gum znaczy się, tak jak w tym polskim badziewiu. Chociaż Żebrowski całkiem fajnie wyglądał.
        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń