Coś
o mnie. Ot tak na luzie. (Będzie tutaj też trochę wisielczego humoru jednak
to dopiero pod koniec części drugiej).
Część
pierwsza. „Pani Kawencja Parzona.”
No
… muszę wam powiedzieć, bo dłużej już nie wytrzymam… Przyznaję się bez bicia,
że jestem człowiekiem, który uwielbia kawę parzoną. Piję ten trunek bez mleka i
cukru. Śmiało komunikuję, że gorzka siekiera kręci moje podniebienie i to całkiem
zajebiście.
Ten
jakże specyficzny nektar jest dla mnie czymś więcej… Zmielone czarne ziarna kawowca zalane wrzątkiem. Niby takie proste… No właśnie, że nie. Picie kawy to rytuał,
bez którego człowiek nie jest człowiekiem. Bez niego egzystencja nie ma sensu. Bez niego nie ma rodzinnych spotkań z
rana i po obiedzie. Od kawy rozpoczyna się tak naprawdę dzień oraz normalne
funkcjonowanie.
Ciekawe
jest to, że będąc dzieckiem, kawa jest czymś wstrętnym, niedobrym. Samo
spojrzenie na filiżankę z tym trunkiem powoduje odruch wymiotny . A co kiedy
jesteśmy starsi, bardziej doświadczeni ? Odpowiedź jest banalnie prosta. Kawa
jest praktycznie niezbędna do życia. Ludzie
piją ją rano przed pracą. Następnie w pracy kolejna. Trzecia po południu z
rodziną , ewentualnie wieczorkiem do spania. ( No… do spania? Może trochę
przesadziłem. Chociaż znałem kiedyś kilku hardcorowców którzy pili po 22…).
Mały kawowy wpis już za nami. Nasuwa się teraz pytanie... Co by było gdyby wszystkie
zapasy kawy razem z
plantacjami , zniknęły z powierzchni globu? Być może to…
Część
druga „ Baltazar , kawa i Ania”
Baltazar
miał 40 lat. Normalnie gościu - mężczyzna w kwiecie wieku. Nie za stary i też
nie za młody. Wiek idealny, bo jak to się zwykło mówić , po czterdziestce zaczyna się
prawdziwe życie. Sąsiedzi mieli o tym człowieku dobre zdanie. Schludny, zawsze
pachnący drogimi perfumami. Włosy zaczesywał na prawą stronę. Ostre rysy twarzy
nadawały mu wygląd herosa z mitologii Greckiej. Był niczym Herakles. Przystojny i ułożony mówiły sąsiadki, wzdychając za nim, gdy
przechodził obok.
Niby
ideał, ale… niestety ideałów nie ma. Nigdy nie było i nie będzie. Każdy ma
swoje wady. Większe czy mniejsze. Takimi wadami są nałogi. Papierosy, alkohol.
Tzw. uzależniania. Przez nie sypie się życie. Papierosy jeszcze ujdą, bo nie
zmieniają mózgu. Alkohol to już zupełnie inna sprawa. Po spożyciu człowiek
zaczyna świrować. Np. Weźmy sobie jakiegoś zwykłego gościa. Niech ma na imię
Józek z Grodziska Mazowieckiego. Taki gość po kilku piwach ma naglę ochotę,
przywalić komuś z pięści prosto w twarz. Ale dlaczego? Aha wypił 6 piw i włączył mu się agresor...
Czterdziestoletni letni Baltazar nie miał czasu na nałogi, które wymieniłem wyżej. Żył w stałym związku z Anią. Super laską o wyglądzie Afrodyty. Oczywiście mieszkali na kocią łapę jak to bywa w dzisiejszych czasach. Niestety, Baltazar miał jedno obrzydliwe uzależnienie. Najgorsze ze wszystkich. Najbardziej mroczne. Skaza na duszy można
by powiedzieć. Wiedział o tym, ze jest już spaczony. Wiedział, że po śmierci
czekało go wieczne potępienie przez to, co robił, choć powinienem napisać przez
to, co pił. Nie mógł wytrzymać bez czarnego nektaru, jakim jest… KAWA. Parzona
oczywiście, drobno mielona. Dzień w dzień po kilkanaście filiżanek…
-
Ania, Ankaaaaaa – Przenikliwy krzyk Baltazara dochodzący z zakamarków kuchni
zdawał się nie mieć końca. Powietrze drgało od ciężkiego basowego głosu.
Wołanie przedzierało się przez każdą cegłę budynku, aby skończyć żywot kilka
metrów za zewnętrznymi ścianami małego domku. Usłyszała.
-,
Co jest? – Odpowiedział aksamitny głos z pokoju obok.
-
Aniu gdzie jest kawa? Przecież zrobiliśmy zapas na wiele miesięcy – zapytał
lekko poirytowany - Nie mogę znaleźć. Przetrząsnąłem wszystkie szafki. Tylko mi
nie mów, że to koniec.
Znał
odpowiedź, chociaż w duchu wmawiał sobie, że wszystko jest ok. Gdy weszła
wolnym krokiem do kuchni, spojrzał w jej oczy, które mówiły wszystko. Właśnie….
Oczy… Po tylu latach życia z tą kobietą w jednym małym domku gdzieś nad
Bałtykiem, potrafił czytać z jej źrenic jak z otwartej księgi. Nie musiała nic
mówić. Wiedział.... Nie ma kawy i już nigdy nie będzie. Koniec z czarnym trunkiem,
którego tak bardzo pragną.
Pogrążył
się w czarnych myślach. Nad jego głową zebrały się chmury burzowe. Teraz mógłby
wyjść na zewnątrz powiedzieć, że idzie się przewietrzyć. Powiedzieć, że wróci
za kilka minut. Zabrałby linę z garażu, aby ruszyć do parku, gdzie rosną
największe drzewa w okolicy. Tak… teraz, gdy nie ma kawy… Lina, drzewo…szyja…
-
Baltazarze – zaczęła delikatnie jak do przedszkolaka.
Ocknął
się z zadumy. Lina drzewko, szyja. Tak… wysokie drzewo i gruba lina.
–
To już koniec. Nie mamy więcej. Skończyły się wszystkie zapasy, jakimi
dysponowała ludzkość – westchnęła spuszczając głowę.
-
I co teraz będzie – w oczach mężczyzny pojawił się błysk szaleństwa.
-
Koniec ludzkości. Przeminiemy niebawem. Staniemy się pyłem…
-
Nie! To niemożliwe – w oczach Baltazara pojawił się smutek. -Anka przecież
Albert Einstein powiedział, że ludzkość zginie, gdy wyginą pszczoły. Tylko
wtedy – Krzyknął ostro.
-
Baltazerze! Einstein był w błędzie.
-Jak
to, dlaczego?
Anna
ponownie spojrzał w oczy mężczyźnie. Położyła delikatnie dłonie na jego silnych
ramionach. Teraz dostrzegła, jak bardzo Baltazar pragnie kawy. Nic
nie mogła zrobić. Chciała go pocieszyć, ale zamiast tego powiedziała tylko…
-,
Ponieważ kawa była podstawą ludzkiej egzystencji i to bez niej umrzemy. Nie damy
rady kochanie. Pogódź się z tym...
Baltazar
zamrugał nerwowo oczami, które zaszły łzami.
-
Aniu , muszę się przewietrzyć, wrócę za kilka minut…
Pisz Chłopie - pisz - to jest dobre :-) WYTRWAŁOŚCI :-)
OdpowiedzUsuńCholerka, Dzięki wielkie . Trochę wypociłem przy tym palce ...:)
OdpowiedzUsuńInspirujące,pisz dalej.
OdpowiedzUsuńjestem twoim fanem kudi :D
OdpowiedzUsuńPiotrze , dziękuję ci za te miłe słowa. Są niezmiernie budujące. Nadaj sens temu co robię. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń