Wiecie
co? Szlag mnie jasny trafia, bo już koniec listopada, a tu śniegu jak nie było,
tak nie ma. Co to, kurde, ma być? Co to jest, do kroćset, ja się pytam!
Kiedyś, dawno, dawno temu, w odległej
galaktyce, czyli jakieś kilka lat temu, to już w październiku ciapało śniegiem
przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ale była wtedy radość. Pamiętam to
jak dziś! A teraz co? A to! Dupa i tyle w temacie. Teraz na śnieg to się czeka latami i dalej nic. Widać zima ma nas w nosie od dobrych kilku lat i
się tym wcale nie przejmuje. Smutne, ale jakże prawdziwe, zwłaszcza dla ludzi,
którzy są w niej zakochani na zabój.
Kiedy byłem mały, to zawsze gdy kładłem
się spać, modliłem się do Boga o śnieg. Prosiłem go, żeby padało przez całą
noc. Wiem, że to takie dziecinne modlitwy, ale miałem wtedy kilka lat, więc
priorytety były całkiem inne niż teraz. I, co ciekawe, Wielki Wszechmogący zawsze
spełniał moje prośby. Czasem z poślizgiem, to prawda, ale jednak.
Śnieg,
który spadł przez noc, przytłaczał swoim ogromem. Było go tak dużo, że aż widok
przez okno zapierał dech w piersi. A teraz co? Lipa. Biedne dzieciaki. Ciapnie trochę
tu i trochę tam. I to tak mało, że nawet bałwana się nie da ulepić.
Co się z tym światem dzieje? Chyba staje
na głowie i nic z tym nie możemy zrobić. Chodzi mi tutaj nie tylko o śnieg,
którego już nie ma, i o anomalie pogodowe, ale o różne takie rzeczy, co się dzieją w Europie i na
całym globie. A jest tego sporo. Jednak nie będę tutaj poruszał tych dziwnych, smutnych
tematów, o których prasa trąbi na okrągło. Bo nie chcę o tym pisać i już. Pamiętajcie, że ten blog to raczej pozytywne myśli i fluidy, jakie
staram się wam przekazać prawie każdym wpisie. Niestety, internety zalewa fala
czystego zła z czeluści piekielnych. Przykre.
Lecz
od czasu do czasu dobrze jest, kiedy w tym całym internetowym chaosie pojawi
się tekst z pozytywnym przesłaniem. Nie mówię, że moje wszystkie wpisy takie są,
ale niekiedy zdarzy mi się napisać coś w miarę fajnego, to znaczy pozytywnego. Przynajmniej
tak mi się wydaje. Mogę się mylić oczywiście.
***
Eh, gdzież się podziały te zimne zimy,
kiedy to temperatura na słupku spadała poniżej dziesięciu stopni Celsjusza? Gdzież
jest ten śnieg, który odgarniały zawsze pługi w nocnych godzinach, a pomarańczowy
blask ich kogutów rozganiał ciemne kąty naszych domów i płotów.
Brakuje mi jak cholera tego białego puchu.
Przecież zima to najlepsza pora roku, więc czemu nie lecisz, śniegu biały? Spadnij,
proszę cię, spadnij i przynieś ze sobą klimat świąt Bożego Narodzenia, bo już nastał czas.
Taka
mnie naszła teraz refleksja, że śnieg jest zupełnie jak ziemniaki. Można go
wykorzystać na wiele różnych sposób. Można na przykład z rodziną ulepić bałwana
na polu, jak to się zwykło u nas mawiać. Można porzucać kulkami z rodzeństwem.
Są jeszcze przecież narty. Jest też deska i są sanki.
I kulig też. Totalnie białe szaleństwo to jest to, czego próżno szukać w lecie, więc jak tu nie kochać śniegu?
I kulig też. Totalnie białe szaleństwo to jest to, czego próżno szukać w lecie, więc jak tu nie kochać śniegu?
No niech spadnie wreszcie z niebios. Na Boga Wszechmogącego,
niech spadnie, bo tak jakoś łyso bez niego.
Nie ma go jeszcze, ale do kroćset, nie
tracę wiary i wy też nie traćcie, kochani. Zawsze warto mieć w kieszeni
nadzieję. Tak na czarną godzinę. Ja ją mam i wierzę w to, że w wigilię Bożego
Narodzenia to będą ciapy, wielkie białe płaty, i zrobi się prawdziwie
świąteczny klimat.
Pozdrawiam zakochanych w zimie.
Kudłaty uwielbiam cię za te historię.... W odległych galaktykach....love
OdpowiedzUsuń