Gdzieś w kącie tliła się mała świeczka, prawie
już przygasając. Światło księżyca wpadające przez okno delikatnie oświetlało
podrapane, na wpół przegniłe drewniane ściany oraz twarz starego mężczyzny,
który leżał na pryczy.
Kiedy
zegar wybił północ, mężczyzna spojrzał JEJ prosto w oczy. Nie chciał tego
robić, ale musiał. Nie było wyjścia. Bo to przecież była ONA. Nie dało się JEJ
ignorować. Patrzył tak przez chwilę w dwie wielkie puste dziury osadzone w
trupiej czaszce, które hipnotyzowały, jak srebrne wahadło na złotej nici, które
huśta się z prawej do lewej, z lewej do prawej.
ONA, patrzyła na niego, czuł to całym
sobą. Zadrżał.
Ogarnął go strach, poza nim nie było już
nic. Nie mógł już dłużej uciekać
i właśnie teraz zdał sobie sprawę, że to już prawdziwy koniec. Tyle lat mu się udawało, tyle lat JEJ unikał i w końcu go dopadła. Weszła do domu mężczyzny jak gdyby nigdy nic i siadła obok niego.
i właśnie teraz zdał sobie sprawę, że to już prawdziwy koniec. Tyle lat mu się udawało, tyle lat JEJ unikał i w końcu go dopadła. Weszła do domu mężczyzny jak gdyby nigdy nic i siadła obok niego.
Dopadła go. W końcu go dopadła. Nie miał
już dokąd uciec. To była ostatnia kryjówka, jaką posiadał.
Człowiek na pryczy wiedział doskonale,
że ONA czekała na tę chwilę od momentu, gdy przyszedł na świat, i wreszcie
stało się. Teraz dopełni się przeznaczenie, które było mu pisane do dnia
narodzin.
Kościste dłonie powoli zaciskały się na szyi
biedaka. Powoli, delikatnie, coraz mocniej i mocniej. Starzec tracił dech.
– Jesteś mój, śmiertelniku! – syknęła – Myślałeś,
że się przede mną schowasz? – szepnęła Śmierć, jak matka do dziecka, które
jeszcze nic nie wie.
Z jej ust wydobył się lodowaty oddech. Zimny i metaliczny.
Z jej ust wydobył się lodowaty oddech. Zimny i metaliczny.
– Boże, nie… błagam – jąkał się
mężczyzna – Ja nie chce umierać. Proszę, oszczędź… oszczędź mnie.
– Zamknij się! – syknęła po raz drugi.
Nie lubiła, kiedy tak skomleli. Przecież zawsze wiedzieli, że w końcu i tak przyjdzie.
– Przede mną nikt nie ucieknie. Jestem twoim przeznaczeniem. JEJ oczy rozbłysły
czerwienią.
Gdy padły ostatnie słowa, Śmierć
zacisnęła mocniej kościste dłonie na miękkiej szyi, a następnie szarpnęła z
całej siły. Trzasnęły kręgi. Skóra rozdarła się jak cienka kartka papieru. Głowa
śmiertelnika została oddzielona od ciała. Krew trysnęła na ściany, które stały
się przez to jeszcze brzydsze. Ciało człowieka opadło bezwładnie na pryczę z
głośnym łoskotem sprężyn ukrytych w środku.
Śmierć
uniosła głowę ofiary i uśmiechnęła się do siebie, zadowolona z tego, co właśnie zrobiła. Wsunęła trupią głowę do worka i wyszła z pokoju.
Kolejny do mojej kolekcji, pomyślała zarzucając worek na plecy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz