Hejka!
Mam dla was przypowiastkę wiosenną. Ot, taką historię o psie i stopach jego pani,
która tegoż psa na smyczy trzymała (pewnie po to, coby od niej nie spyrtolił gdzieś
daleko, bo wredna baba była, jak się okazało, oj wredna). A jak to było, jak to
się stało, że ona, ta babeczka, na mnie wyskoczyła z ryjkiem? I za co dokładnie
– tego dowiecie się w tym wpisie.
Ano tak to się stanęło. Staliśmy z
Justyną na przystanku Teatr Bagatela, czekając na autobus. Stało też z nami wielu
różnych ludzi. W sumie to nawet tłok jak na niedzielę o tej porze nie był też specjalnie
duży. No, ale iluś tych ludzi czekało razem z nami na swój transport. No i
teges. Stoimy se i gadamy o różnych sprawach.
I nagle wyłania się babeczka z małym yorkiem. Patrzę,
idzie se na przystanek taki fajny kudłaty piesek na smyczy. Noż kurde, uroczy
jak nie wiem.
I ta babeczka z tym psiakiem zatrzymała się dwa
metry przed nami. A że akurat miałem przy sobie aparat, bo wcześniej robiłem Krakowskiego
streeta, no to go odpaliłem, przykucnąłem i strzelam sobie fotki, foteczki,
temu psiakowi i przy okazji stopom tej jego pani. I tak się kręciliśmy przez kilka
chwil. I nagle jakby piorun trzasnął, jakby grom z jasnego nieba uderzył.
Odwraca się do mnie już całkiem kobieta od tego psiaka i mówi władczym,
piekielnym głosem:
– Nie życzę sobie, aby robił pan zdjęcia mojemu
psu!
Na co ja z uśmiechem na ustach:
– Oczywiście, nie ma najmniejszego problemu. –
Wyprostowałem się, a na mojej twarzy zagościł obłędny uśmiech.
W babeczce to się aż gotowało, bo zmierzyła
mnie wzrokiem, jakbym był jakimś rzadkim okazem w zoo (to pewnie przez moje
długą brodę). W końcu odeszła kilkanaście długich kroków dalej i sobie tam
przycupnęła z tym uroczym pieskiem. Mówię wam, był taki uroczy.
Wniosek:
RODO to już psy zaczęło obwiązywać i w niektórych przypadkach ludzkie stopy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz