Na pielęgnacji brody codziennie schodzi grubo ze trzydzieści minut. Jak nic trzydzieści. A Wy co myśleliście? Że jak się ma długą brodę, to się z nią nic nie robi? A właśnie, że się robi. A wszystko zależy od tego, jak włos siedzi na mordzie.
I żeby nie było, zaraz Wam to wszystko wyliczę
dokładnie w tym wpisie. Specjalnie zmierzyłem tę czynność stoperem podczas
codziennej pielęgnacji. Zrobiłem to z czystej ciekawości. Chciałem po prostu
sprawdzić, jak to jest z tymi długimi brodami i ile czasu spędzam w łazience,
kiedy chcę wyjść na salony.
Naprawdę mam z nią kupę roboty. Uwierzcie
mi, że wiem coś o tym, gdyż posiadam brodę od prawie dwóch lat i codziennie nad
nią pracuję.
Na
zrobienie dobrej brody trzeba czasu i nie wciskam tutaj żadnego kitu. Tak się
wam pewnie wydaje… A co tam broda? Poczeszesz i można iść na wieś. No właśnie
nie! Tak się z brodą nie robi i ten fakt każdy brodacz może potwierdzić.
Teraz Wam opowiem o czymś, co zdarza mi
się dosyć często. Kilka dni temu wszedłem do łazienki z banalnie prostym jak
drut planem: zrobić sobie brodę oraz wąsa na cacy. Tak, żeby to elegancko
wyglądało i z klasą, kiedy wyjdę z domu i pokażę się na oczy sąsiadom oraz
innym ludziom.
Mam
kilka preparatów do pielęgnacji, których używam od dłuższego czasu. Olejek do brody,
balsam do brody, szampon do brody i na koniec wosk do wąsa. Ten ostatni
znajduje się u mnie od całkiem niedawna i również go używam, bo se wymyśliłem,
że wąsa sobie zapuszczę takiego jebitnego, długiego i w ogóle sumiastego.
Stanąłem przed lustrem i zerknąłem w moje
odbicie. Przekręciłem głowę w prawo, potem w lewo i, cholera, widzę, że jest
totalny artystyczny nieład na mojej twarzy. Włosy z brody sterczały mi w każdym
możliwym kierunku (jak codziennie rano). Szlag mnie trafia, że to tak zawsze, kiedy
tylko wyjdę z łóżka. Tak jest niestety codziennie i właśnie od tego są te mojej
specyfiki jak olejek oraz balsam.
Tamtego ranka wziąłem się ostro za robotę.
Włączyłem stoper i cyk, broda od razu pod kran. Kiedy ciepła woda ściekła mi
już po twarzy, nałożyłem odrobinkę szamponu do brody i se ją umysłem. Potem
zawsze przychodzi czas na suszenie za pomocą ręcznika. Suszarki nie używam, bo to
podobno niezdrowe dla włosów. Patrzę na licznik i widzę, że już zeszło osiem
minut i trzydzieści dwie sekundy. No, tyle zajmuje samo mycie i suszenie.
A co dalej, zapytacie?
Tak naprawdę dopiero po myciu brody
zaczyna się prawdziwa zabawa. Na pierwszy ogień idzie olejek. Zawsze. Nie za
dużo, żeby nie było. Tak w sam raz. Trzeba wyczuć, ile dokładnie. Z czasem się
do tego dochodzi. Nie można przesadzić, bo jak się da za dużo, to potem broda się
świeci jak psu jajca i niezbyt fajnie to wygląda.
Kiedy olejek jest już nałożony, odrobinę
czeszemy, potem przychodzi czas na balsam do brody. Olejek plus balsam i lekkie
czesanie to kolejne siedem minut i dwanaście sekund roboty.
Kiedy
już mycie i nakładanie specyfików, jak ja je nazywam, było za mną, zerknąłem w
lustro i se pomyślałem, że idealnie mi to, kuźwa, wyszło. Cycek glanc malinka.
W
końcu przyszedł czas na porządne czesanie specjalną szczotką. Kupiłem ją, jak
już mój zarost miał ze dwa centymetry i używam, nawet kilka razy dziennie.
Wziąłem
ją w dłoń i zrobiłem kilka szybkich ruchów, a potem trochę wolniejszych. Jest
to dosyć przyjemna czynność, którą naprawę lubię. Wiecie, w długiej brodzie
ważne jest takie czesanie, aby nadać jej prostoty i ładu. Trzeba dosyć często
tak robić. Tak mi przynajmniej mój kochany barber mówił. No to czesałem ją
przez jakieś kolejne trzy minuty i dwadzieścia sekund w każdą możliwą stronę. I
kiedy czesanie szczotką było już gotowe, wziąłem do ręki grzebień. Taki specjalny,
o dziwo też do brody. Z drewna. I robiłem to samo, co ze szczotką. Na to poszło
w sumie z dziesięć minut i jedenaście sekund, na samo czesanie. Popatrzyłem,
czy jest okej. Chwila konsternacji… Było okej! I na koniec zrobiłem sobie wąsa,
z którym zeszło sześć minut i dwadzieścia dwie sekundy. Stoper to idealnie
wyliczył. I tak po mniej więcej trzydziestu minutach broda i wąs były już gotowe
i całkiem ładnie mi to wyszło tamtego dnia.
– Mamy to! – krzyknąłem z podziwu do
mojej brody. – Jesteś piękna.
– I co się wydzierasz do tego lustra! – odkrzyknęła
moja mama, która akurat siedziała naszym małym salonie.
I tak se stałem przed tym lustrem tych
kilka dni temu, zadowolony, że jest wszytko na cacy i że można spokojnie wyjść
z domu. Podziwiałem też zacną brodę i wąsika. I nagle, kurfamilia, wpadła mi do
głowy myśl, która sprawiła, że stałem się lekko niespokojny. Najpierw jakby z
oddali, lecz coraz głośniej w moje głowie rozbrzmiewało zdanie:
JPRDL… ZĘBY
ZAPOMNIAŁEM UMYĆ!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz