czwartek, 24 listopada 2016

ONI - ŻULE




Są dosłownie wszędzie. Przetaczają się, niczym fale szarańczy, przez ulice każdego miasta i każdej wsi. Otaczają nas ze wszystkich stron. Napierają swoją obecnością na nasze życie, życie zwykłych wyjadaczy chleba. Gdzie nie spojrzysz, ONI tam są. Mało tego, ONI cię obserwują. Z daleka, zza winkla, widzą cię i czatują na ciebie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z ich obecności. Nie zwracasz na nich uwagi. Wypływają zza każdego rogu ulicy niczym mętna woda i snują się niby bez celu, szukając, węsząc gdzie się tylko da, bo może znajdzie się jakieś niedopite winko lub inny trunek. Może jakiś młokos zostawił po wyjściu z dyskoteki flaszkę, w której zostało jeszcze trochę wódki? Mają własne ścieżki, po których chodzą każdego dnia, wydeptane w pocie czoła, od sklepu do najbliższego parku, od parku do sklepu. No bo jak się nic nie robi cały dzień, to spacery są wskazane.

 ONI są obok nas, codziennie, każdego dnia, o każdej porze. Stoją od samego rana w swoich ulubionych punktach, na ogół w pobliżu spożywczego. W jakiejś wnęce, gdzie nie widać, jak chleją alkohol. Władze traktują ich jak wielki wrzód na dupie. ONI piją w miejscach publicznych i nawet mandaty nic nie dają. Nie da się ich pozbyć ot tak, bo są wpisani w polski krajobraz tak samo jak drzewa, ulice, czy zabytkowe budynki. 







Kiedy wychodzisz ze sklepu, masz wrażenie, że każdy twój ruch świdrują czyjeś oczy, ICH oczy. Oczy, które podążają za twoimi gestami i ruchami, oczy, które przykleiły się do ciebie jak gówno do podeszwy twojego trampka. Czujesz niemal na karku alkoholowy, świszczący oddech, który przyprawia cię o odruch wymiotny. Jest siódma rano – kto normalny o tej porze pije alkohol? Ja wiem, kto! ONI! ONI! ONI! Po trzykroć ONI. ONI obserwują cię od samego początku, od chwili, kiedy pojawiłeś się w ich rejonie i wszedłeś do Biedronki. A co może dla nich oznaczać to, że wszedłeś do Biedronki? Tylko jedno: że masz pieniądze, dużo pieniędzy, górę pieniędzy, którymi mógłbyś się przecież podzielić. Gdybyś nie wszedł do sklepu, olaliby cię sikiem prostym przerywanym, ale ty wszedłeś i to był błąd. Ale przecież musiałeś wejść, żeby coś kupić do jedzenia. I wiesz co? Już po tobie. Widzieli cię i teraz czekają, aż wreszcie wyjdziesz i wspomożesz małym datkiem. Stałeś się dla nich w tym momencie kimś więcej niż tylko zwykłym przechodniem, bo wszedłeś. Stałeś się dla nich Bogiem z kupą pieniędzy. Teraz jesteś klientem, że się tak wyrażę, dzięki któremu dzień nie będzie stracony, bo być może dzięki twojej składce napiją się czegoś mocniejszego. Jesteś człowiekiem, na którego czekali od piątej rano. Jak to dobrze rozegrają, możesz stać się ich bohaterem. To nie twoja wina, że za chwilę do ciebie podbiją. Coś ty. Nie przejmuj się tym. To nie twoja wina, że za chwilę będziesz czuł smród szczyn i alkoholu, kiedy do ciebie zagadają. Są rzeczy, na które nie masz wpływu i musisz się z tym pogodzić. To nie twoja wina, że pojawiłeś się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Czekali na kogoś takiego jak ty i się doczekali. Takie jest po prostu życie.



Wychodzisz uśmiechnięty z ciężką torbą zakupów. Patrzysz w niebo i co widzisz? Zajebistą pogodę. Słońce świeci. Delikatny, ciepły wiaterek owiewa ci twarz. Nawet ta wielka kolejka w Biedronce nie była w stanie zjebać ci dobrego humoru, który masz od samego rana. W dłoniach trzymasz torbę zakupów, masz w niej standardowe produkty spożywcze, w cholerę jedzenia itp. Opuszczasz budynek i z uśmiechem na ryjku zmierzasz w kierunku samochodu. Myślisz sobie, że chyba nic nie zrypie ci tego dnia, bo jest po prostu zajebiście. Podchodzisz do auta i otwierasz bagażnik, lecz coś jest nie tak. Coś zakrzywiło czasoprzestrzeń, czas nagle stanął w miejscu na kilkanaście sekund, a wstrzymał go jakiś byt nie z tego świata, który prawdopodobnie czai się za twoimi plecami. Masz wrażenie, że coś jest za tobą i nagle uświadamiasz sobie, że masz całkowitą rację. Coś się czai za tobą i chce cię zaatakować. Czas startuje i znowu toczy się własnym rytmem. Czujesz mrowienie na karku i dziwny zapach, który kojarzy ci się z alkoholem i sikami. Tak, to jest alkohol i ludzkie szczyny. Wdychasz ten smród i kręci ci się w głowie. Wtedy przypomina ci się coś, o czym zapomniałeś. Czyżby za twoimi plecami byli ONI? Przecież stali gdzieś niedaleko. Czyżby ONI, przyszli za tobą?





 Tak, kurwa, ONI przyszli za tobą. W twojej głowie kotłują się myśli. Boże, proszę Cię. To się nie dzieje naprawę. To nie mogą być ONI. Nie, Boże, błagam Cię, niech ONI nie stoją teraz za mną. Litości. Zaczynasz świrować, kiedy uświadamiasz sobie prawdę. ONI są za twoimi plecami, na sto procent. Na zewnątrz jesteś spokojny, ale w środku gotujesz się jak woda w czajniku. Powoli, bardzo ostrożnie się obracasz. Nie chcesz robić gwałtownych ruchów, bo się boisz, tego, co za chwilę zobaczysz. W sumie i tak już wiesz, kto za tobą stoi. Nie chcesz w to wierzyć, ale to jest prawda, najprawdziwsza w świecie prawda. Kojarzysz powoli fakty i kilku panów, którzy stali niedaleko wejścia do Biedronki.  Kończysz obrót i widzisz: przed tobą stoją ONI i patrzą na ciebie mętnym wzrokiem. Stoi przed tobą takich dwóch i lampią się na ciebie. Jeden z nich wyciąga dłoń, aby się przywitać, ale ty mu nie podajesz własnej, bo się boisz, że dostaniesz syfa albo coś jeszcze coś gorszego. Menel widzi to i robi mu się głupio, cofa rękę i tylko patrzy. Nagle ten, drugi trochę wyższy od partnera, odzywa się. Czujesz, jak wali od niego alkoholem. Napiera na ciebie. Ty się odsuwasz. Nie chcesz, aby cię przypadkiem dotknął. Myślisz sobie: ja pierdolę, jakby mnie teraz dotknął, złapałbym syfa jak nic. Chcesz wymiotować, ale musiałbyś wprost na ziemię. Chcesz uciekać, ale ONI, kurwa, ONI osaczyli cię tak, że nie masz możliwości jakiegokolwiek ruchu. Szach, mat.  Mówią do ciebie albo raczej coś tam bełkoczą. Wiesz, że chcą pieniędzy. ONI zawsze chcą pieniędzy i tylko pieniędzy. Słyszysz, jak ten wysoki mówi:
– Panie, weź pan poratuj złotówką – intensywna woń alkoholu roznosi się w promieniu kilku metrów.
Spierdalaj ode mnie, myślisz sobie. Oczywiście nie mówisz tego na głos, bo się nie opędzisz i jeszcze cię zaatakują.
– A na co zbieracie? – pytasz niby w trosce.
ONI mówią, że zbierają na jedzenie, ale to jest gówno prawda. W dupie mają jedzenie. Na co komu jedzenie? Dasz im dwa złote, to je przepiją.  Chcesz dać jedzenie, które masz w torbie, to się obrażą, bo wolą pieniądze. No to dajesz im te dwa złote, żeby sobie poszli. Biorą, dziękują i mykają po alkohol. W ten sposób zarobili dwa złote. Niestety tak to wygląda.





Tak w ogóle to cześć! Jestem J. S. Spider i witam serdecznie na moim marnym blogu, który ciągle chcę usunąć, ale zawsze coś mnie w ostatniej chwili powstrzymuje. Dzisiaj zapodałem dosyć kontrowersyjny temat, ale wydaje mi się, że jest na czasie. W sumie to chyba zawsze był. Kim w ogóle są ONI? ONI to żule, nieroby i wkurzający luje, pijaczki, dla których liczy się tylko alkohol i nic poza tym. Nie mylcie ich z bezdomnymi, bo bezdomni naprawdę są w potrzebie i potrzebują pomocy – w przeciwieństwie do żuli. ONI to wojownicy spod znaku taniego wina, nalewek, wódki i piwa.  Koczownicy miejscy, żołnierze trunków, wędrowne pijaczki walczące o każdy litr. Są niczym egipskie plagi. Wkurwiają każdą napotkana osobę jak pryszcze na mordzie, a nawet jeszcze bardziej.

Jestem na nich uczulony. Z jednej strony – jest mi ich nawet trochę żal, ale tylko do momentu, kiedy podejdą i zaczną sępić pieniądze. Taka jest prawda. Im się nawet nie da pomóc, w żaden sposób. Dasz jedzenie – wyrzucą. Dasz kasę na jedzenie – przepiją. Nie dasz nic – oplują cię i jeszcze się, nie daj Boże, przykleją na dłuższy czas, wiec lepiej dać złotówkę i mieć spokój. Ja na przykład stosuję metodę twardziela: jak do mnie jakiś podbija, to od razu rzucam mu w twarz:

– Niech pan ode mnie odejdzie, jest pan pijany! – mówię stanowczo i jest spokój. Czasem dodaję: – Bo na policję zadzwonię! – i mam spokój z delikwentem.

Na koniec mogę jeszcze tylko powiedzieć, że ONI nie są na straconej pozycji. Każdy żul może odmienić swoje życie.  Da się to zrobić. Sam wiem po sobie, że alkohol można rzucić w cholerę. Wiem to, bo sam miałem z tym problem. Dzisiaj leci mi już ósmy rok abstynencji. Da się? Da się. Można się wziąć w garść i znaleźć pracę.

Wystarczy chcieć i tyle.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń