wtorek, 11 września 2018

IRON MAIDEN – WYPRAWA – AKT IV. Piwo dla Darka i Andrzeja




              Dotarliśmy pod Tauron Arenę podnieceni do granic możliwości, jak dzieciaki, które po raz pierwszy jadą na rowerze bez pomocy rodziców. Po zaparkowaniu pod halą udaliśmy się do środka, do pięknego wnętrza, które wołało nas już do siebie od tylu miesięcy.
             Kiedy weszliśmy, Darek od razu poszedł do kibelka odcedzić kartofelki. Typowy standard w jego wykonaniu, sytuacja podobna do tej w Akcie III, kiedy to stanęliśmy na BP. Tak się teraz zastanawiam, kurde, co on ma z tym laniem na każdym postoju? Czy to jakieś jego hobby? Może jakiś rodzaj sportu? Ano przecież! Już wiem, co jest grane. Ten gościu ma już czterdzieści lat, więc po prostu chyba musi częściej niż inni odwiedzać kibelki.  
             Hm, tak sobie myślę, że może przydałby mu się jakiś pampers na następny koncert. Ej, to jest nawet dobre hasło reklamowe. Posłuchajcie tego:

             Pampersy na imprezy okolicznościowe dla dorosłych!
            Chce ci się lać, kiedy pijesz przy stole wódkę z kumplami? Nie chcesz przegapić swojej kolejki? Nie zapomnij zabrać pampersa na imprezę. Załóż go w domu, tak żeby nikt nie widział.
            Jeśli masz go na sobie, to pamiętaj, że już nie musisz chodzić do kibla co pięć minut i martwić się, że chłopaki piją bez ciebie. Zlej się tu i teraz. Zlej się
i o nic się nie martw. Zlej się, zlej się, zlej się w pampersa dla dorosłych. Gwarantujemy niezawodność w użytkowaniu. Nie uronisz ani kropelki. Satysfakcja gwarantowana i dyskrecja też.  

            Dobra dosyć tych żartów! Trochę mi się włączył zespół myślenia ironicznego. Mam tylko nadzieję, że Darek się na mnie nie wkurzy za te wpisy, bo będzie lipa jak nie wiem. Ale przecież Darek tak samo jak ja czy Andrzej ma dystans do siebie i znamy się w sumie od kilku dobrych lat, więc wiem, na co mogę sobie pozwolić, a na co nie. No, przynajmniej tak mi się wydaje.   
            – Panowie, mam pełny pęcherz, muszę do łazienki –  powiedział Darek, kiedy już byliśmy w Tauron Arenie. Po jego minie, która przypominała minę srającego kota na pustyni, poznałem, że chyba naprawdę musi iść się odlać albo z dwojga złego zrobić figurkę z brązu, bo minę miał, jakby go nie tylko pęcherz cisnął… No, ale mu nie dogryzłem wtedy. Powstrzymałem się jakoś.    
            – Okej, Darek, leć, będę tutaj czekał na ciebie – przemówiłem do niego
i puściłem go luzem. Poszedł lać albo srać, kto go tam wie, co taki gościu po czterdziestce może wyprawiać w kiblu w Tauron Arenie przed koncertem Iron Maiden.  No cóż, można się chyba tylko domyślić.  
            – Oki, Arian, zaraz wracam – Darek  po chwili zniknął za winklem i tyle go było widać.
            Powodzenia, stary, pomyślałem tylko.
            I pomyśleć, że każdego czekają częste wizyty w kiblu po czterdziestce, przynajmniej tak mi się wydaje, he he. No niestety, natury nie oszukasz.
            Kiedy Darek W. jak Wojnar zniknął nam z pola widzenia, Hary
i Andrzej poszli na fajkę pokoju w miejsce do tego przystosowane, czyli do palarni, w której stało chyba ze sto osób kopcących jak lokomotywy. Aż mi żal dupę ścisnął, że inni ludzie palą, a ja nie, bo sobie obiecałem kilka miesięcy wcześniej, że nie będę już palił i jakoś trzymam się do teraz.  
             Czekałem cierpliwie pod palarnią jak grzeczny chłopczyk na rodziców. Wolałem nie wchodzić z chłopakami na tego papierosa, a już mnie zaczynało korcić, żeby puścić małego dymka z nimi. Tak bardzo chciałem possać z piersi matki nikotyny… Oż kurwa, naprawdę mi się chciało. Trochę mnie skręcało, kiedy na nich patrzyłem przez szybę, ale jakoś dałem radę. Nawet Andrzej O. jak Oleksy zaproponował mi wcześniej papieroska, jednak na całe szczęście udało mi się odmówić, o dziwo, bo naprawdę pociągnąłbym fajkę od niego (no, no! Tylko bez żadnych podtekstów teraz! Chodzi o zwykłego papierosa, a nie
o penisa, jak może się wydawać niektórym, bo ludzie to tylko o jednym). 
            Darek w końcu wyszedł z WC i od razu podszedł do mnie. Po jego minie poznałem, że operacja oddawania moczu, lub, he, przebiegła pomyślnie. Darek uwolnił orkę, jak to się czasem mówi…
            W tym samym mniej więcej czasie Andrzej i Hary wrócili z palarni. Podeszli do nas.  
            Hary w sumie już nie czekał, tylko od razu uderzył do swojego sektora
i w taki  oto sposób zostało nas tylko trzech. Ja, Darek W. jak Wojnar oraz Andrzej O. jak Oleksy.
            – Idziemy po browarka! – powiedział Darek. – Muszę się napić zimnego piwka. 
            Tak, znowu, tylko żebyś się potem na koncercie czasem nie posikał, pomyślałem sobie, ale nie powiedziałem nic, bo wolałem się nie odzywać.
            – Idziemy! – zawtórował mu Andrzej i zaśmiał się tym swoim specyficznym piskliwym śmiechem.  – Hi hi hi hi hi…
            Mnie tam było wsio ryba, bo i tak nie piję alkoholu już od niemal dziesięciu lat. Tak że tego, poszedłem za chłopakami tylko po to, aby dotrzymać im towarzystwa przy zakupie trunku, bo samych to się bałem ich puścić. Jeszcze by narobili dziadostwa. Nie no, taki suchar, wiem, że chłopaki są odpowiedzialne, znamy się w końcu od lat. Tylko Andrzej jak wypije więcej niż dziesięć piw, to ma w czubie. Jak już wspomniałem wcześniej, w dwadzieścia sekund jest w stanie obalić browar i do tego ma naprawdę mocny łeb, więc podejrzewam,  że w pół godziny ze trzy – cztery piwa jest w stanie wypić.
              Staliśmy w kolejce po piwo. Kątem oka widziałem, jak Darek ślini się na sam widok zimnego browara, który lała dosyć ładna pani. A Andrzej? To samo, ślinił się, jak dziki  zwierz ze wścieklizną.  Tylko nie wiem, czy na widok ładnej pani, piwa, czy może kolesia przed nami o całkiem zgrabnym tyłeczku (nie, to taki suchar z tym kolesiem i jego tyłkiem. Wiemy przecież, że Andrzej jest hetero, przynajmniej tak mi się wydaje). W każdym razie widziałem, jak chłopaki stali i mieli wywieszone języki, niemal do kolan. Na pewno byli spragnieni i musiało im się bardzo chcieć tego piwka, które lało się strumieniami przy kasie.     
            Zaczęliśmy gadać ze sobą, ni to z dupy, ni tak po prostu dla zabicia czasu. 
            – Aaaaaa – uśmiechnął się Darek – zimny browarek to jest to, czego mi teraz potrzeba – rzucił. 
            Kolejka też nie była jakaś megadługa. Raptem cztery osoby przed nami i szło szybko. Trochę to było dziwne, że do piwa taka mała grupa ludzi, lecz jakoś nikt się tym nie przejął, poza mną tylko chyba.
            – Ale mi się chce pić! Hi hi hi – zaśmiał się w głos Andrzej w tym swoim  specyficznym stylu.    Browara oczywiście – dodał po chwili.  –Hi hi hi…
            I wtedy stało się coś niedobrego. Bardzo, ale to bardzo niedobrego. Coś złego i w ogóle. Jakaś mroczna i nieprzenikniona siła starała się z naszym wszechświatem. Odwrócił się do nas koleś (ten z tym zgrabnym tyłeczkiem, który stał przed nami). Popatrzył spod byka i powiedział coś, co przez chwilę analizowały nasze mózgi. Mój to słabiej, ale widziałem, że Darkowi to aż paruje z uszu. Andrzejowi też. 
            – Panowie, niestety, ale sprzedają tylko piwo bezalkoholowe –  powiedział typ i puścił do Andrzeja oczko. 
            Andrzej to aż się zachłysnął, kiedy to usłyszał. I nigdy nie zapomnę miny Darka, która mówiła wszystko. Rezygnacja, osłabienie, wielkie jak talerze oczy i niepohamowany smutek. Totalny szok zagościł na jego twarzy.  Słowa typa zrobiły na nim cholerne wrażenie. A Andrzej, jak to Andrzej, w swoim stylu zrobił tylko:
            – Hi hi hi hi hi…
            – Jaja sobie robisz? – niemal wyszlochał Darek do typa. Wydawało mi się nawet, że łezka zakręciła się w jego ponętnych oczach.  
            A Andrzej, jak to Andrzej, dalej w swoim stylu.
            – Hi hi hi hi hi hi –  też nie wierzył kolesiowi.
            W sumie ja też myślałem, że chłopak przed nami żartuje, lecz koleś dalej do nas bez spiny powtarza stanowczo:
         – Poważnie, panowie – wyartykułował na głos. – Sprzedają piwo bezalkoholowe.
            Kątem oka widziałem, jak Darkowi drga kącik ust. A jego zaszklone oczy mówiły wszystko. Boże, to nie może być prawda, pomyślał zapewne. 
         – Bezalkoholowe? – powtórzył tylko Darek jak zombie, lecz nie dawał za wygraną – Ale poważnie? – dopytywał się jeszcze. – Serio?
            – Poważnie – odparł koleś po raz kolejny z całą stanowczością i lekko się przy tym uśmiechnął.
            Kurwa, se pomyślałem. Typ mówił poważnie jak nic.
            W końcu przerwałem  tę wymianę zdań, która nie zmierzała do niczego i zapytałem panią sprzedawczynię, czy to prawda.
            – Sprzedajemy tylko bezalkoholowe – potwierdziła.
            – Chłopaki, to prawda, co mówi kolega – rzuciłem przez ramię do Darka i Andrzeja. – Możecie kupić tylko bezalkoholowe. Ale wyjebka, panowie – uśmiechnąłem się do chłopaków, bo mi to koło dupy latało.
            W sumie ja to miałem w nosie, bo nie piję, ale chłopaków to żal było jak nigdy. 
            – Ale chujnia – rzekł Andrzej.
            – Chujnia z grzybnią – zawtórował mu Darek.
            – Dobra, to chodźmy do naszego sektora – zaproponowałem.
             Poszliśmy, bo co innego nam pozostało…

Ciąg dalszy nastąpi… to be continued…
                                     
Zapraszam do wpisu, który pojawi się już niebawem. A będzie on zatytułowany IRON MAIDEN – WYPRAWA – AKT V Zakręceni jak gówno
w przeręblu. Sektor C4, rząd 29 i ciemności egipskie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń