Na początku była ciemność, a musicie wiedzieć, że poza nią nie było nic.
Wszechogarniająca, czarna, zimna i straszna jak koszmar nocny, przez który
człowiek budzi się z krzykiem. I kiedy tak istniała, coś pękło w samym jej
centrum. Oślepiający krzyk jasności rozdarł czarną zasłonę i wyłoniło się
światło. A z niego powstało tysiące gwiazd małych i dużych. To zapoczątkowało
narodziny planet i życia. Taki był początek wszystkiego. Przynajmniej tak
twierdzą naukowcy, którzy nazwali to teorią wielkiego wybuchu.
Oczywiście mogło być zupełnie inaczej, to tylko teoria, jedna z
wielu. Chociaż ta jest według mnie całkiem spoko. Bardzo łatwo to sobie
wyobrazić. Każdy z was chyba potrafi to zrobić. Ruszcie wyobraźnią i
przenieście się myślami do tamtego momentu. Widzicie? Wielki wybuch światła,
który rozprzestrzenia się w pustce niczym fala tsunami. A dzięki czemu to
wszystko? Kto lub co doprowadziło to czegoś tak niesamowitego? Bóg? Siła
wyższa? Przeznaczenie? A może zwykły przypadek? W tym momencie powiem wam tak: niech
każdy z was wierzy w to, co uważa za słuszne. Najważniejsze, że jesteśmy. Tu i
teraz.
Pewnie zadajecie sobie pytanie, po co to wszystko piszę. Odpowiedź
jest prosta! Chcę troszeczkę pobudzić wasze umysły do myślenia, aby zabrać was
na przygodę. Bo mam nadzieję, że ten blog, w którym chcę opisywać moje
fotograficzne wypady i przemyślenia, niekoniecznie związane z łapaniem chwil,
będzie dla was podróżą w mój świat; w świat wiecznego marzyciela, lubiącego
książki fantasty, który na siłę chce wyrwać się z otaczającej rzeczywistości i
pozostać daleko od tego, co jest realne. Świat człowieka uwielbiającego szlajać
się z aparatem fotograficznym po miastach i wsiach. Świat wypadów
koncertowych, które dają mi wiele satysfakcji i motywują do starań, żeby moje
fotografie koncertowe były coraz lepsze (dzięki, Hary, za te trasy koncertowe).
Świat pieszych wędrówek po górach, zwłaszcza po Beskidach, do których mam
najbliżej i od których wszystkie wędrówki zaczynam.
Babia Góro, Diablaku, trzeba cię teraz tutaj wspomnieć, bo
jesteś królową Beskidów i niejeden raz przywitałaś mnie gradem i chłodem.
Pogroziłbym ci palcem, lecz wiem, że jeśli to uczynię, to następnym razem przywitasz
mnie tak samo. A wspominam cię teraz, bo moje wszystkie szlaki w
Beskidach prowadzą do ciebie.
Należy tutaj wspomnieć ludzi, bez których wyżej wspomniane
wypady byłyby nijakie, nudne i nieciekawe. Dzięki, Hary, za te trasy
koncertowe, które organizujesz. Dzięki wielkie ekipie koncertowej, która już
powoli się klaruje i wypadów tych przybywa z tygodnia na tydzień (Mariuszu i
Bruno, to do was). Bo jak powszechnie wiadomo, dobra i zgrana ekipa jest
podstawą dobrej zabawy.
Pozwólcie teraz, że przytoczę fragment pewnego tekstu, aby
napełnić was pozytywną siłą. Nazwa zespołu, który gra ten kawałek, brzmi bardzo
słodko. Kojarzy ktoś z was: „Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi, bo nie
jesteś sam”? Czyż to nie brzmi cudownie? Gdyby wszyscy śpiewali ten kawałek
codziennie rano przed pójściem do pracy, szkoły bądź dokądkolwiek indziej,
życie byłoby jak dżem – słodkie i smaczne.
Wracając do wielkiego wybuchu.
Po gwiazdach przyszedł czas na narodziny planet i życia. Dawno temu w nie tak
odległej galaktyce powstała jedna bardzo wyjątkowa kula. Cała oblana błękitem.
Piękna, cudowna, majestatyczna okrągła. Tak, dobrze myślicie, to Ziemia. Nasza
matka, która nas karmi, oddając wszystko to, co ma najlepszego. Po jej
narodzinach pojawił się na niej człowiek – dzięki Bogu, sile wyższej,
przeznaczeniu, przypadkowi. Niech każdy wierzy w to, co uważa za słuszne. Na
początku ludzi było mało, lecz z każdym obrotem błękitnej kuli przybywali nowi.
Źli i dobrzy, weseli i smutni, silni i słabi. Różni.
W tej chwili ludzkość zasiedla wszystkie kontynenty i panuje na
ziemi. W burzliwej historii działo się bardzo wiele. Człowiek kilkukrotnie
upadł, niszcząc świat i pogrążając go w chaosie. Chyba nie muszę rozpisywać się
tutaj o historycznych porażkach (np. o wojnach), które każdy z was kojarzy.
Bywało źle i to nie raz czy dwa, ale jakoś zawsze podnosiliśmy się z kolan i na
zgliszczach powstawaliśmy jak Feniks z popiołów dzięki takim wartościom jak
przyjaźń i miłość. Czasem jeden bohater bądź złoczyńca potrafił odmienić
oblicze świata. I tak się będzie działo w przyszłości. I wiem, że oblicze
świata zostanie odmienione, i to pewnie niejeden raz, bo znowu na ziemi pojawi
się jakiś heros (negatywny bądź pozytywny).
Człowiek od zawsze dążył do tego, aby ulepszać życie poprzez
technologie, które wynajdował. Od ognia do podboju Księżyca aż do dnia dzisiejszego, w którym pozostał już
tylko wszechświat. Nie ma już dla człowieka rzeczy niemożliwych. To, co kiedyś
było nieosiągalne, dzisiaj jest zwykłe, normalne i przestarzałe. Dzisiejszy
świat pędzi tak szybko, że człowiek nie potrafi za nim nadążyć. Technologia
jest na pierwszym miejscu, a gdzieś pod nią człowieczeństwo. Jednak bez niej
nikt już dzisiaj nie wyobraża sobie życia. Wiem to bardzo dobrze, bo sam jestem
więźniem technologicznej maszyny.
Witajcie, jestem Kudłaty. Adrian Kudłaty. Mam na karku trzydziestkę i jakieś kilka lata
temu zacząłem nowe życie po burzliwych życiowych przygodach napędzanych
alkoholem, kiedy moja świadomość odbiegała od normy i zmierzała w stronę
życiowej przepaści. Dzień w dzień miałem za towarzysza lęk wobec wszystkiego, a
zwłaszcza istot ludzkich. Wspomnieć też trzeba koleżankę depresję, pod której
wpływem było czasem kiepsko i jakoś szarawo. Jednak powstałem! Odrodziłem się
niczym Feniks i wzleciałem w przestworza, a ciemność ogarniająca mój umysł
została zastąpiona krzykiem jasności, który rozprzestrzenia się dziś z mojej
głowy na wszystkie strony świata. Mam głowę pełną pomysłów. Chcę je wprowadzać
stopniowo w życie, ale o tym innym razem. Myślę, że będzie jeszcze czas na
opowiedzenie o ideach kiełkujących w mojej głowie. A mój „wielki wybuch” jest
skutkiem wielu działań rozpoczętych dawno temu, które w efekcie doprowadziły do
powstania urządzenia umożliwiającego podróże w czasie. Pewnie myślicie teraz:
„co on chrzani, przecież nie da
się podróżować w czasie”? Uwierzcie
mi, że jest to możliwe i to od bardzo dawna. Urządzenie, o którym mowa, to nic innego
jak aparat fotograficzny. To on pomógł mi pójść do przodu i od niego zaczęło
się moje wyjście na świat. Mam was! I co? Kto ma rację? Cofanie się w czasie
jest możliwe. Kiedy patrzycie na fotografie – czyż nie przenosicie się w
przeszłość? Wspominajmy to, co było, aby nie zapomnieć miejsc i ludzi, którzy
nas otaczali. Pamiętajmy o przeszłości. To dzięki niej dzieje się teraz!
Dobra, żeby nie przeciągać tego wpisu powiem jeszcze na
zakończenie, że będę w tym blogu zabierał was wszędzie tam, gdzie da się łapać
chwile. Dziś fotografia wypełnia każdy moment mojego życia, daje możliwość
poznawania ludzi i otoczenia oraz spoglądania na świat innym okiem niż w latach
zaćmienia mojego umysłu. Dzisiaj widzę rzeczy, na które kiedyś nie zwróciłbym
uwagi. Miejsca i ludzie nie są dla mnie czymś, co przemija i obok czego można
przejść obojętnie. Dzięki mojej lustrzance żyję pełnią życia i patrzę do przodu
pełen optymizmu i nadziei na to, że świat może wyglądać lepiej. Szukam
śladu życia wszędzie, gdzie tylko się da.
Uwierzcie w ludzi, którzy was otaczają, bo w drugiego człowieka
zawsze warto wierzyć. Do następnego wpisu.
ja się uśmiechnąłem :) .... tylko dlaczego to nie ma żadnego zdjęcia ?? :)
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem :) Musze zrobić sobie dopiero jakieś takie fajne co by było oko na czym zawiesić itd. Wiesz do tego to się trzeba uczesać i ogolić hehe :)
OdpowiedzUsuń