wtorek, 21 marca 2017

Historia jednego zdjęcia: „Śniący”




       Kiedyś, dawno temu, pojechałem do Krakowa z fajną ekipą. Był ze mną Harry, Cienki, zakręcony Bioły i Anna, na którą mówimy Ruda. To przez jej kolor włosów, jakby ktoś nie wiedział.









 Gdy spacerowaliśmy po krakowskim Rynku, nasze żołądki zaczęły domagać się jedzenia, wpadliśmy więc na pomysł, aby coś spożyć. Nie było sensu kłócić się z systemami trawienia, dlatego skierowaliśmy się leniwym krokiem na ulicę Grodzką.







 Wybiła druga w nocy, kiedy usiedliśmy przy małym stoliku na zewnątrz lokalu, szczęśliwi, że za chwilę coś wpadnie nam do brzuchów. Jak się knajpka nazywała? Nie pamiętam, wyleciało mi to niestety z głowy. Ważne, że było bardzo wesoło w naszym – tak znakomitym – gronie. Po przejrzeniu menu zamówiliśmy kebaby i zjedliśmy je w tempie ekspresowym. 







W pewnej chwili, już po tej późnej kolacji, kiedy jeszcze siedzieliśmy i rozmawialiśmy,  Anna wyszła do toalety. W chwili, gdy zniknęła nam z oczu, ktoś, nie pamiętam kto, rzucił ciekawym hasłem. „Schowajmy się Rudej” –usłyszałem.
 Pomysł spodobał się wszystkim bez wyjątku. Oczywiście tej zacnej ekipy nikt nie musiał zachęcać do tak wyśmienitej akcji. Żart zapowiadał się naprawdę super-mega-czadowo. 
 Wystartowaliśmy, jakby nas kto batem poganiał, krzycząc „wio”. W ułamku sekundy zostawiliśmy za plecami stolik, krzesła i knajpę. Każdy gdzieś znalazł jakąś kryjówkę.






Ja pobiegłem naprzeciw miejsca, w którym siedzieliśmy kilka chwil wcześniej i skryłem się w podcieniach tuż obok kościoła św. Piotra i Pawła. Schowałem się we wnęce, ale jakoś mi nie pasowała, więc pomyślałem, że przejdę do drugiej. Tak też uczyniłem. Ale, o zgrozo, następna wnęka też mi się nie podobała, bo nie widziałem z niej wyjścia z knajpy. Stwierdziłem, że przez to nie zobaczę miny Rudej, kiedy wyjdzie na ulicę.








 Postanowiłem przejść do kolejnej, już trzeciej wnęki. Ruszyłem szybko, bo wydawało mi się, że zostało bardzo mało czasu na zmianę miejsca. Ruda mogła wyjść w każdej chwili. Napięcie rosło jak w filmie Spielberga. Kiedy miałem się już wmontować w następny murek, nagle stanąłem zaskoczony  widokiem, jaki tam zastałem. Cholera, pomyślałem, ale dziwna rzecz i jaka nietypowa: ktoś tu spał. Dokładnie tak, moi mili. Leżał tam jakiś mężczyzna i smacznie sobie pochrapywał.


Przyglądając mu się z ciekawością, zwróciłem uwagę na jego ubiór, bardzo podniszczony. W niektórych miejscach można było dostrzec ślady nieudolnego łatania. Widok był smutny. Stwierdziłem, że być może ten mężczyzna jest bezdomnym, bardzo biednym człowiekiem. Patrzyłem na niego z ciekawością kilka sekund i nie mogłem oderwać oczu, gdyż widok był tak niecodzienny.
W tamtej chwili cała akcja schowania się Rudej przestała mnie w ogóle interesować i już nie było mi tak bardzo do śmiechu. Oczywiście miałem na szyi mojego Nikona, więc bez chwili zwłoki postanowiłem go użyć. Wycelowałem w mężczyznę i wcisnąłem spust migawki. Na karcie zapisało się zdjęcie w formacie RAW.




Właśnie wtedy zrobiłem jedno z najlepszych zdjęć w życiu. Zdjęcie bezdomnego, który spał na betonowym murku. Nazwałem tę fotografię „Śniący”. Mam nadzieję, że przynajmniej śniło mu się coś miłego w porównaniu z życiem, jakie zgotował mu los.






 Kiedy skończyłem, podszedł do mnie Cienki i lekko klepnął mnie w ramię. Stał tak ze mną i patrzył na człowieka, pogrążonego w objęciach Morfeusza. Wycofaliśmy się z podcieni na paluszkach, bardzo cichutko, tak, aby go nie obudzić i poszliśmy z powrotem pod knajpę. Reszta ekipy dołączyła do nas, kiedy zobaczyli, że przyszliśmy ponownie. Potem wyszła Ruda. Kawał nie wypalił. Trudno.
To jest jedno z tych zdjęć, z których jestem naprawdę dumny. Pokazuje ono, jak ciężkie jest życie i jak przypadkowa potrafi być od czasu do czasu fotografia. To zdjęcie to jakiś dziwny i czysty przypadek, fuks – nie wiem, jak to jeszcze można nazwać, ale jednak wiem, że jest to dobre zdjęcie, którego nie miałem w planach.    
 Uwierzcie mi, że z jednej strony bardzo trudno było mi zrobić tę fotografię, która przecież jest bardzo smutna. Smutek ten nie powstrzymał mnie jednak przed naciśnięciem spustu migawki. Musiałem to zrobić, bo jestem fotografem i to jest mój obowiązek. O tak, moi mili. Jeśli ktoś z was bierze do ręki aparat fotograficzny, fotografowanie staje się  obowiązkiem. Pamiętajcie, aby pokazywać świat takim, jaki jest, bez przekłamywania prawdy. Pozdrawiam i do następnego wpisu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń