czwartek, 8 października 2015

Dorastanie i takie tam. A Mikołaj to stary zarośnięty grubas.

Zadziwiające dla mnie jest to, jak człowiek zmienia się w ciągu życia. Wydaje mi się, że można podzielić ten okres na kilka etapów. Przedszkole, szkoła, praca i starość, po której otwierają się wrota do nieśmiertelności.

Wiek przedszkolny oraz początek szkoły to chyba najciekawszy okres. Wtedy tak naprawdę znaczenie ma dla nas chwila obecna, czyli prościej mówiąc,  teraźniejszość.  Przeszłość i przyszłość nie istnieją, bo kto w takim wieku myśli o tym, co może się wydarzyć  za      rok albo dwa. Mając pięć lat nie rozpamiętuje się tego, co wydarzyło się wczoraj. Składam dłonie do ust i krzyczę do was na całe gardło, jako przedszkolak, że wczoraj uleciało i już nie wróci, a jutro jest za daleko. Dzieciakom nie jest potrzebne do szczęścia takie rozpamiętywanie. Jest po prostu zbyt beztrosko. Czerpiemy wtedy z życia ile się da. 

Ciekawym elementem tego zakręconego okresu jest pewna siła - można nazwać ją mocą, która towarzyszy nam cały czas niczym dobry anioł stróż. Jest to - ściślej mówiąc - MAGIA DZIECIŃSTWA! Jest jakby napędem pobudzającym nas do działania. Dzięki niej chcemy się bawić. To przez nią wierzymy w takie rzeczy jak   cuda, smoki , wróżki , czarodziejów itd. Wierzymy również,  że każdy kto nas otacza jest dobrym człowiekiem.

         Zdradzę wam teraz sekret. Te wszystkie cuda, smoki, itd. W chwili wkraczania w dorosłość mamy bardzo głęboko w czterech literach.  Mówiąc dosadniej i trochę wulgarniej, w dupie.  Basta! Koniec kropka… Dziękuję dobranoc. Nie przegadacie mnie za żądne skarby świata, że jest inaczej.

Weźmy sobie pod lupę. Np. św. Mikołaja. Nie żebym się czepiał gościa, ale ten osobnik jest bardzo dobrym przykładem, aby wyjaśnić wam, o co dokładnie mi chodzi.    Kiedy jesteśmy mali, Mikołaj jest dla nas ideałem, a nawet mentorem. Człowiekiem z bieguna. Pamiętacie takie okrzyki w dzieciństwie? Tato co przyniesie mi św. Mikołaj . Mikołaj to sympatyczny staruszek z bujną białą brodą i lekko wystającym brzuszkiem. Lekka nadwaga, oczywiście, nie  przeszkadza w uprawianiu zaawansowanego kominiarstwa. Wiecie, o co mi chodzi…  podjazd saniami na dach, wór na plecy i  hop do komina. Niestety, ale w miarę dorastania ta całą magia przez duże M, która nas napędza, w miarę upływu czasu zaczyna zanikać, blednąć, aż w końcu całkowicie ulatuje. Niestety wiem, że już nigdy nie wróci.  Kiedy jesteśmy starsi świat wygląda zupełnie inaczej?   Ten cały Mikołaj, sympatyczny staruszek przechodzi nagłą metamorfozę i to taką super mega. Staje się nagle starym zarośniętym grubasem i czuć od niego jakimś tanim jabcokiem za pięć zł. Oczywiście oznacza to, że przestaliśmy w niego wierzyć. 

Ale dlaczego to wszystko ulatuje? Dlaczego znika gdzieś po drodze do śmierci? Pewnie się domyślacie? Odpowiedz jest banalnie prosta. To wszystko przez DORASTANIE. Jest to etap, w którym dochodzi do gwałtownych zmian w życiu.  Każdy z nas staje się odkrywcą. Zaczyna się poszukiwanie. Stajemy się ( prawie) dorosłymi odkrywcami. Jesteśmy jak Vasco da Gama, Krzysztof Kolumb, Ferdynand Magellan. Wypływamy na szersze wody i płyniemy w poszukiwaniu czegoś co można określić jako nowe lądy  i szersze horyzonty.

         A co jeszcze się dzieje, kiedy wkraczamy w dorosłość? W tym momencie słyszę piskliwy krzyk w głowie. A woła on do mnie.  Żegnajcie dni beztroski! Oto idę, młody i mam zamiar podbić cały świata. Stanę się naprawdę kimś.  Będę wielkim przywódcą, wodzem naczelnym narodów i wiem to na pewno, że porwę za sobą rzesze, które podążą za mną w same czeluści piekielne.  Wydaje mi się, że podczas takiego wkraczania w dorosłość w czasie nauki szkolonej, nachodzą nas takie dziwne euforyczce myśli, lecz kiedy przeminą i trzeba podjąć pierwszą pracę  dochodzi do twardego lądowania na betonie. Zdajemy sobie sprawę, że etap po szkole czasem nie jest tym, co chcieliśmy osiągnąć.  Zderzenie z rzeczywistością boli, czasem nawet trochę za bardzo. I co wtedy? No.. Jak to co, głowa do góry, bo przecież trzeba jakoś funkcjonować w społeczeństwie? Trzeba wziąć się w garść i myśleć o przyszłości rozpamiętując jak to nam było dawno temu, kiedyś w przeszłości w szkole czy nawet przedszkolu...

Starość, jakie to szczęście, że jestem od niej jeszcze daleko, daleko. W roku 2014 wskoczyła mi dopiero 3 z przodu, więc o starości nie rozmyślam, co nie zmienia faktu, że nie obserwuję ludzi starszych kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat. Wiem, że w  wieku np. siedemdziesięciu lat  na pewno jest ciężko i to bardzo. Trzeb zdać sobie sprawę z tego, że starość jest nieunikniona niestety.  Jest to zmierzch, to prawie koniec przygody na naszym globie. Po niej kończy się wędrówka czy raczej powinienem powiedzieć, przygoda na ziemi. Jest jakby przedsionkiem do nieśmiertelności, takimi małymi wrotami do innego wymiaru. Mówiąc jeszcze prościej, kostucha już się nami interesuje.  Pewnego dnia śmierć wpada do naszego domu i zabiera w inne bliżej nieokreślone miejsce. (A jak to miejsce wygląda?  Dokładnie wam nie powiem, bo nigdy tam nie byłem.:)) Jednak wiem, że jest mega czadowe. Wiem, że zaczniemy tam kolejną zawirowaną przygodę. Nową i całkiem inną. Podejrzewam, że tam gdzieś to musi być dopiero pozytywna jazda bez trzymanki. Oczywiście mogę się mylić, co do moich rozważań na temat życia po śmierci. Mogę, ale nie muszę, bo kto z was zabroni mi tak myśleć. No nikt i tyle w temacie starości.
Trzymajcie się , cześć i do następnego wpisu…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń