sobota, 3 października 2015

Coś o mnie. Ot tak na luzie.

Coś o mnie. Ot tak na luzie. (Będzie tutaj też trochę wisielczego humoru jednak to dopiero pod koniec części drugiej).   

Część pierwsza. „Pani Kawencja Parzona.”

    No … muszę wam powiedzieć, bo dłużej już nie wytrzymam… Przyznaję się bez bicia, że jestem człowiekiem, który uwielbia kawę parzoną. Piję ten trunek bez mleka i cukru. Śmiało komunikuję, że gorzka siekiera kręci moje podniebienie i to całkiem zajebiście.

    Ten jakże specyficzny nektar jest dla mnie czymś więcej…  Zmielone czarne ziarna kawowca zalane wrzątkiem.  Niby takie proste…    No właśnie, że nie. Picie kawy to rytuał, bez którego człowiek nie jest człowiekiem. Bez niego egzystencja nie ma sensu. Bez niego nie ma rodzinnych spotkań z rana i po obiedzie. Od kawy rozpoczyna się tak naprawdę dzień oraz normalne funkcjonowanie.

    Ciekawe jest to, że będąc dzieckiem, kawa jest czymś wstrętnym, niedobrym. Samo spojrzenie na filiżankę z tym trunkiem powoduje odruch wymiotny . A co kiedy jesteśmy starsi, bardziej doświadczeni ? Odpowiedź jest banalnie prosta. Kawa jest praktycznie niezbędna do życia. Ludzie piją ją rano przed pracą. Następnie w pracy kolejna. Trzecia po południu z rodziną , ewentualnie wieczorkiem do spania. ( No… do spania? Może trochę przesadziłem. Chociaż znałem kiedyś kilku hardcorowców którzy pili  po 22…).

   Mały kawowy wpis już za nami. Nasuwa się teraz pytanie...   Co by było gdyby wszystkie zapasy kawy   razem  z plantacjami , zniknęły z powierzchni globu? Być może to…  

Część druga „ Baltazar , kawa i Ania”

    Baltazar miał 40 lat. Normalnie gościu - mężczyzna w kwiecie wieku. Nie za stary i też nie za młody. Wiek idealny, bo jak to się zwykło mówić ,  po czterdziestce  zaczyna się prawdziwe życie. Sąsiedzi mieli o tym człowieku dobre zdanie. Schludny, zawsze pachnący drogimi perfumami. Włosy zaczesywał na prawą stronę. Ostre rysy twarzy nadawały mu wygląd herosa z mitologii Greckiej. Był niczym Herakles.   Przystojny i ułożony   mówiły sąsiadki,   wzdychając   za nim, gdy przechodził obok.
Niby ideał, ale… niestety ideałów nie ma. Nigdy nie było i nie będzie. Każdy ma swoje wady. Większe czy mniejsze. Takimi wadami są nałogi. Papierosy, alkohol. Tzw. uzależniania. Przez nie sypie się życie. Papierosy jeszcze ujdą, bo nie zmieniają mózgu. Alkohol to już zupełnie inna sprawa. Po spożyciu człowiek zaczyna świrować. Np. Weźmy sobie jakiegoś zwykłego gościa. Niech ma na imię Józek z Grodziska Mazowieckiego. Taki gość po kilku piwach ma naglę ochotę, przywalić komuś z pięści prosto w twarz. Ale dlaczego? Aha wypił 6 piw i    włączył mu się agresor...
   Czterdziestoletni  letni Baltazar nie miał czasu na nałogi, które wymieniłem wyżej. Żył w stałym związku z Anią. Super laską o wyglądzie Afrodyty. Oczywiście mieszkali na kocią łapę  jak to bywa w dzisiejszych czasach.      Niestety, Baltazar miał jedno obrzydliwe     uzależnienie. Najgorsze ze wszystkich. Najbardziej mroczne. Skaza na duszy można by powiedzieć. Wiedział o tym, ze jest już spaczony. Wiedział, że po śmierci czekało go wieczne potępienie przez to, co robił, choć powinienem napisać przez to, co pił. Nie mógł wytrzymać bez czarnego nektaru, jakim jest… KAWA. Parzona oczywiście, drobno mielona. Dzień w dzień po kilkanaście filiżanek…


- Ania, Ankaaaaaa – Przenikliwy krzyk Baltazara dochodzący z zakamarków kuchni zdawał się nie mieć końca. Powietrze drgało od ciężkiego basowego głosu. Wołanie przedzierało się przez każdą cegłę budynku, aby skończyć żywot kilka metrów za zewnętrznymi ścianami małego domku. Usłyszała.

-, Co jest? – Odpowiedział aksamitny głos z pokoju obok.

- Aniu gdzie jest kawa? Przecież zrobiliśmy zapas na wiele miesięcy – zapytał lekko poirytowany - Nie mogę znaleźć. Przetrząsnąłem wszystkie szafki. Tylko mi nie mów, że to koniec.

    Znał odpowiedź, chociaż w duchu wmawiał sobie, że wszystko jest ok. Gdy weszła wolnym krokiem do kuchni, spojrzał w jej oczy, które mówiły wszystko. Właśnie…. Oczy… Po tylu latach życia z tą kobietą w jednym małym domku gdzieś nad Bałtykiem, potrafił czytać z jej źrenic jak z otwartej księgi. Nie musiała nic mówić. Wiedział.... Nie ma kawy i już nigdy nie będzie. Koniec z czarnym trunkiem, którego tak bardzo pragną.

    Pogrążył się w czarnych myślach. Nad jego głową zebrały się chmury burzowe. Teraz mógłby wyjść na zewnątrz powiedzieć, że idzie się przewietrzyć. Powiedzieć, że wróci za kilka minut. Zabrałby linę z garażu, aby ruszyć do parku, gdzie rosną największe drzewa w okolicy. Tak… teraz, gdy nie ma kawy… Lina, drzewo…szyja…

- Baltazarze – zaczęła delikatnie jak do przedszkolaka.  

Ocknął się z zadumy. Lina drzewko, szyja. Tak… wysokie drzewo i gruba lina.

– To już koniec. Nie mamy więcej. Skończyły się wszystkie zapasy, jakimi dysponowała ludzkość – westchnęła spuszczając głowę.

- I co teraz będzie – w oczach mężczyzny pojawił się błysk szaleństwa.

- Koniec ludzkości. Przeminiemy niebawem. Staniemy się pyłem…

- Nie! To niemożliwe – w oczach Baltazara pojawił się smutek. -Anka przecież Albert Einstein powiedział, że ludzkość zginie, gdy wyginą pszczoły. Tylko wtedy – Krzyknął ostro.

- Baltazerze! Einstein był w błędzie.

-Jak to, dlaczego?

   Anna ponownie spojrzał w oczy mężczyźnie. Położyła delikatnie dłonie na  jego silnych ramionach.    Teraz dostrzegła, jak bardzo Baltazar pragnie kawy. Nic nie mogła zrobić. Chciała go pocieszyć, ale zamiast tego powiedziała tylko…

-, Ponieważ kawa była podstawą ludzkiej egzystencji i  to bez niej umrzemy. Nie damy rady kochanie. Pogódź się z tym...

Baltazar zamrugał nerwowo oczami, które zaszły łzami.


- Aniu , muszę się przewietrzyć, wrócę za kilka minut…

5 komentarzy:

  1. Pisz Chłopie - pisz - to jest dobre :-) WYTRWAŁOŚCI :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholerka, Dzięki wielkie . Trochę wypociłem przy tym palce ...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piotrze , dziękuję ci za te miłe słowa. Są niezmiernie budujące. Nadaj sens temu co robię. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń