Tym
razem będzie coś o mojej brodzie. Wiem, że jakiś czas temu już zapodałem wpis
30 Minut, który był o pielęgnacji, no ale widocznie temat się nie wyczerpał.
Jakoś mnie tak naszło, żeby coś więcej o niej napisać.
No ten, tego… Rośnie sobie mój zarost
już od prawie dwóch lat. I chociaż wiele osób mówi mi, żebym go zgolił, to ja idę
w zaparte i mówię NIE! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie zamierzam się brody pozbywać,
za nic w świecie.
Jak już pisałem: dbam o nią, jak tylko
mogę. Codziennie, jak zalecił mój szpec od brody, smaruję te moje włosy na
mordzie olejkiem i balsamem. Szczotka w ciągu dnia to nawet kilka razy na dzień
idzie w ruch. Co dwa, trzy dni szampon. A raz na miesiąc ogrania mi ją mój
wspaniały szpec od brody – tak zwany barber.
Niecałe
dwa lata temu stwierdziłem z całym przekonaniem, że chcę mieć porządną, długą
brodę, która w przyszłości będzie mi się wiła aż do okolic pępka lub nawet
jeszcze niżej. W to miejsce. No, sami wiecie jakie.
A
że geny jakieś tam po przodkach są, wiec predyspozycje do zapuszczenia też. No
to na co było czekać? W końcu się zdecydowałem. Pomyślałem sobie: a czemu ja
nie miałbym mieć fajnej brody jak ci faceci z reklam na facebooku?
Jednak początki były bardzo ciężkie. O
tak, to na pewno. Zresztą wielu z Was wie, że początki zawsze bywają trudne i
to w każdej dziedzinie. Najgorzej zacząć, jak to się mówi, a później to już
leci.
W
ogóle, aby rozpocząć cały proces zapuszczania oraz i pielęgnacji, w pierwszej
kolejności musiałem znaleźć porządnego barbera, który mógłby mi doradzić, od
czego zacząć i takie tam. I tutaj uwaga, bo sprawa nie jest wcale tak prosta,
jak mogłoby się wydawać. Droga czekała mnie długa i zawiła. Jeszcze wtedy nie
wiedziałem, że na szukaniu golibrody zejdą mi jakieś dwa bite miesiące…

Chcesz zapuścić brodę, to uważaj przy
wyborze brodatego fryzjera. Będziesz musiał się trochę najeździć, żeby chemia
zaskoczyła. Mało tego. Będziesz musiał wejść pod nożyczki i maszynkę, aby
sprawdzić, czy to jest to, i czy warto tam wracać raz w miesiącu.
Mój dobry znajomy z Kęt, Arek z brodą po
pas. Jeździł aż do Gliwic, bo tam kogoś znalazł. Podobno gościu to ogar jakich
mało i Arek polecał mi go, ale jednak jak dla mnie Gliwice leżą trochę za
daleko od mojej małej wielkiej wioski. Szukałem dalej, ale w moich okolicach
schodziło, schodziło i jeszcze raz schodziło. W pewnym momencie miałem dosyć i
chciałem się poddać. Nie wiedziałem, co robić z moją twarzą.
Serio
wam mówię, ludzie, dobry barber to podstawa, aby dojść do ładu z brodą. I
niestety na samym początku nadziałem się, i to bardzo, na partaczy bez
praktyki.
Oj, najeździłem się jak nic. I, kurfamilia!!! Już
za pierwszym razem wpadłem jak śliwka w kompot. Przyjechałem na miejsce, patrzę:
fajny salon barberski, więc udałem się pod nożyczki. I co z tego, że brzytwa
była? Co z tego, że kompres na twarzy był? Co z tego, że miła obsługa i fajni
ludzie? Co z tego, że było to wszystko i wydawać by się mogło, że niby wszystko
jest tak jak trzeba? Chemii i, co więcej, doświadczenia w goleniu brody brakowało.
Skapnąłem się już za drugim razem. A przecież dzisiaj to jest naprawdę ważne. Dobrze
wyprowadzić brodę może tylko dobry barber z doświadczeniem. Z DOŚWIADCZENIEM! Bo
inaczej nic z tego. Po drugim razie w takim salonie nie wiem, jak go nazwać, bo
daleko stał od barbera, chociaż reklamował się jako barber, zrozumiałem, że już
tam więcej nie wrócę i że nie tędy droga. Musiałem szukać dalej. Nie miałem
wyjścia.
I tak w końcu trafiłem do Dominika,
który określa się mianem męskiego fryzjera. Ale ja uważam, że jest to barber
wybitny. Chemia między nami zaskoczyła od razu. Tutaj jest brzytwa i nawet
kompres na mordzie by się znalazł, ale, kurna, po co, skoro mi wystarczy w
zupełności to, że jest Dominik. To jest fachowiec od brody, a nie samozwańczy świeżak
po kursie internetowym, który bierze się za brody, bo to teraz taka moda. To
jest fachowiec, który siedzi w temacie chyba od tysiąca lat, jak długa i
szeroka jest galaktyka.
***
Chodzę
teraz regularnie do mojego barbera raz w miesiącu. Zawsze doradza, co i jak. A
ja go słucham uważnie, bo mądrze gada ten mój barber. Prawdziwy Barber! Brodę
wyprowadził mi na dobre tory. I teraz se rośnie od prawie dwóch lat.
– Ma se rosnąć i tyle – mówi Dominik,
kiedy mi ją czesze – Chcesz mieć długą, to nie przycinamy dołu. Krechę się zrobi,
jak długość będzie.
– Dobra, szefie. Jestem za – odpowiadam
z uśmiechem na ustach.
– Wąsa robimy?
– A jak, robimy! – mówię.
I skraca mi wąsy.
– Brzytwa? – pyta.
– A, jak ci się chce, to możesz.
– No to jedziemy – mówi i mi
tą brzytwą jedzie policzki. A ja siedzę zadowolony. – Po długości nie biorę –
mówi przy tym. – Mógłbym już nawet, ale spadnie, dużo spadnie, szkoda by było.
– Nie, zostawmy – stwierdzam. – Jeszcze
z pół roku i coś spróbujemy wyprofilować. Na razie niech będzie. Tak mi dobrze.

I tak sobie idę z duchem czasu i
zapuszczam. Bo nie ukrywajmy, że w dzisiejszym świecie długa i puszysta broda może
kojarzyć się z prawdziwym facetem, a nie lalusiem z Backstreet Boys i włosami
na żelu. He he, żel to już przeszłość, tak se teraz myślę. O tak! Sławne włosy
na żelu to już dawno przeminęły, jak Polskie mroźne zimy. Kiedyś był żel, a dzisiaj jest tylko broda i to się chwali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz