Kiedyś, dawno temu, pojechałem do Krakowa z fajną ekipą. Był ze
mną Harry, Cienki, zakręcony Bioły i Anna, na którą mówimy Ruda. To przez jej
kolor włosów, jakby ktoś nie wiedział.


Gdy
spacerowaliśmy po krakowskim Rynku, nasze żołądki zaczęły domagać się jedzenia,
wpadliśmy więc na pomysł, aby coś spożyć. Nie było sensu kłócić się z systemami
trawienia, dlatego skierowaliśmy się leniwym krokiem na ulicę Grodzką.


Wybiła
druga w nocy, kiedy usiedliśmy przy małym stoliku na zewnątrz lokalu,
szczęśliwi, że za chwilę coś wpadnie nam do brzuchów. Jak się knajpka nazywała?
Nie pamiętam, wyleciało mi to niestety z głowy. Ważne, że było bardzo wesoło w naszym
– tak znakomitym – gronie. Po przejrzeniu menu zamówiliśmy kebaby i zjedliśmy
je w tempie ekspresowym.


W pewnej chwili, już po tej późnej kolacji,
kiedy jeszcze siedzieliśmy i rozmawialiśmy, Anna wyszła do toalety. W chwili, gdy
zniknęła nam z oczu, ktoś, nie pamiętam kto, rzucił ciekawym hasłem. „Schowajmy
się Rudej” –usłyszałem.
Pomysł
spodobał się wszystkim bez wyjątku. Oczywiście tej zacnej ekipy nikt nie musiał
zachęcać do tak wyśmienitej akcji. Żart zapowiadał się naprawdę
super-mega-czadowo.
Wystartowaliśmy, jakby nas kto batem poganiał,
krzycząc „wio”. W ułamku sekundy zostawiliśmy za plecami stolik, krzesła i
knajpę. Każdy gdzieś znalazł jakąś kryjówkę.
Ja pobiegłem naprzeciw miejsca, w którym
siedzieliśmy kilka chwil wcześniej i skryłem się w podcieniach tuż obok
kościoła św. Piotra i Pawła. Schowałem się we wnęce, ale jakoś mi nie pasowała,
więc pomyślałem, że przejdę do drugiej. Tak też uczyniłem. Ale, o zgrozo,
następna wnęka też mi się nie podobała, bo nie widziałem z niej wyjścia z
knajpy. Stwierdziłem, że przez to nie zobaczę miny Rudej, kiedy wyjdzie na
ulicę.
Postanowiłem przejść do kolejnej, już trzeciej wnęki. Ruszyłem szybko, bo wydawało mi się, że zostało bardzo mało czasu na zmianę miejsca. Ruda mogła wyjść w każdej chwili. Napięcie rosło jak w filmie Spielberga. Kiedy miałem się już wmontować w następny murek, nagle stanąłem zaskoczony widokiem, jaki tam zastałem. Cholera, pomyślałem, ale dziwna rzecz i jaka nietypowa: ktoś tu spał. Dokładnie tak, moi mili. Leżał tam jakiś mężczyzna i smacznie sobie pochrapywał.
Przyglądając mu się z ciekawością, zwróciłem
uwagę na jego ubiór, bardzo podniszczony. W niektórych miejscach można było
dostrzec ślady nieudolnego łatania. Widok był smutny. Stwierdziłem, że być może
ten mężczyzna jest bezdomnym, bardzo biednym człowiekiem. Patrzyłem na niego z ciekawością
kilka sekund i nie mogłem oderwać oczu, gdyż widok był tak niecodzienny.
W tamtej chwili cała akcja schowania się Rudej
przestała mnie w ogóle interesować i już nie było mi tak bardzo do śmiechu.
Oczywiście miałem na szyi mojego Nikona, więc bez chwili zwłoki postanowiłem go
użyć. Wycelowałem w mężczyznę i wcisnąłem spust migawki. Na karcie
zapisało się zdjęcie w formacie RAW.
Właśnie wtedy zrobiłem jedno z najlepszych
zdjęć w życiu. Zdjęcie bezdomnego, który spał na betonowym murku. Nazwałem tę
fotografię „Śniący”. Mam nadzieję, że przynajmniej śniło mu się coś miłego w
porównaniu z życiem, jakie zgotował mu los.
Kiedy
skończyłem, podszedł do mnie Cienki i lekko klepnął mnie w ramię. Stał tak ze
mną i patrzył na człowieka, pogrążonego w objęciach Morfeusza. Wycofaliśmy się
z podcieni na paluszkach, bardzo cichutko, tak, aby go nie obudzić i poszliśmy z
powrotem pod knajpę. Reszta ekipy dołączyła do nas, kiedy zobaczyli, że
przyszliśmy ponownie. Potem wyszła Ruda. Kawał nie wypalił. Trudno.
To jest jedno z tych zdjęć, z których jestem
naprawdę dumny. Pokazuje ono, jak ciężkie jest życie i jak przypadkowa potrafi
być od czasu do czasu fotografia. To zdjęcie to jakiś dziwny i czysty
przypadek, fuks – nie wiem, jak to jeszcze można nazwać, ale jednak wiem, że
jest to dobre zdjęcie, którego nie miałem w planach.
Uwierzcie mi, że z jednej strony bardzo trudno
było mi zrobić tę fotografię, która przecież jest bardzo smutna. Smutek ten nie
powstrzymał mnie jednak przed naciśnięciem spustu migawki. Musiałem to zrobić,
bo jestem fotografem i to jest mój obowiązek. O tak, moi mili. Jeśli ktoś z was
bierze do ręki aparat fotograficzny, fotografowanie staje się obowiązkiem. Pamiętajcie, aby pokazywać świat
takim, jaki jest, bez przekłamywania prawdy. Pozdrawiam i do następnego wpisu.